Follow Us

Skadarlija w Belgradzie. Najlepsze dni wciąż przeżywamy nocą

Skadarlija, Silva Vujović

Kafany pękają w szwach, spiętrzona rzeka ludzi szuka ujścia i co chwilę wylewa na brzegi, wprost do kawiarnianych ogródków. Dziewczyny w najpiękniejszych sukienkach i na najwyższych obcasach co kilka metrów tamują nurt: stają i – opierając się na ramionach swoich widowiskowo męskich mężczyzn – kolejną warstwą szminki poprawiają i makijaż, i samoocenę. Jednorazowi turyści pokornie czekają, aż zwolni się jakiś (jakikolwiek!) stolik, a uliczni sprzedawcy rakii – jedynie dwa euro za kieliszek – próbują zająć im czas miłą rozmową i jeszcze milszym trunkiem. Ale w głowie i tak szumi od nadmiaru bodźców, rakija jest zbędna.

Gorące noce na Skadarskiej są często głośne i tłoczne, trzask łamanych na kocim bruku obcasów splata się z kakofonią rozmów, śmiechów, śpiewu, krzyków, płaczu i trąbek. Błędnik szaleje, adrenalina buzuje, mózg chce uciekać, ale serce szybko zaczyna bić rytmem ulicy. Rozsądek podpowiada, że skoro pięćdziesiąt, sto i sto pięćdziesiąt lat temu też było tu tak głośno i tłoczno, to znaczy, że to jest dobre, że tak musi być. I jeśli chce się nie tylko poznać, ale też poczuć stary (dosłownie i w przenośni) Belgrad i choćby przez chwilę być jego częścią – jest się we właściwym miejscu.

Skadarska, główna ulica Skadarlii, stołecznej dzielnicy bohemy, ma raptem czterysta metrów długości. Bywa, że wystarczy postawić stopę na zwodniczym bruku, aby zwątpić w swoją suwerenność. Wchodząc w tłum natychmiast traci się władzę nad terytorium ciała, które zaczyna być szturchane, ściskane i lekko popychane. Szczególnie niebezpieczne dla autonomii są letnie wieczory i świąteczne dni, kiedy przez Skadarską przelewa się nie rzeka, ale morze ludzi. Dobrze jest tego ścisku doświadczyć, bo tylko tak można zbliżyć się do zrozumienia frekwencyjnego fenomenu tego miejsca.

Z drugiej strony – warto też wybrać się na Skadarliję rano lub w jakiś wybitnie niespacerowy, deszczowy wieczór, kiedy uliczki dzielnicy bohemy są prawie puste, a życie ucieka przed chłodem do wnętrz kafan. Wtedy łatwiej dostrzec wszystkie szczegóły, także te historyczne, składające się na unikatowość tego miejsca. I nawet nie trzeba zdrapywać wierzchniej warstwy, bo wszystko to, co w Skadarskiej najlepsze, widać jak na dłoni. Wystarczy tylko wiedzieć, gdzie patrzeć.

Na przykład Dva Jelena – kafana uwielbiana przez pierwszy garnitur lokalnych sław, znana z muzyki na żywo (tamburaši grają prawie co wieczór), rekomendowana turystom jako miejsce, które trzeba zobaczyć. W końcu Belgrad od kuchni poznawali tu Margaret Thatcher, Jimmy Carter, Gerard Depardieu czy Pierce Brosnan. W natłoku informacji o tym, kto bywał i bywa w kultowych Dwóch Jeleniach umyka pozornie niepozorny detal, że lokal został otwarty w 1832 roku – czyli siedem lat po tym, jak na terenie dzisiaj zatłoczonej dzielnicy artystów, a wtedy na dzikim polu rozciągającym się między wsią Palilula a zewnętrznymi murami liczącego wówczas zaledwie dwadzieścia tysięcy mieszkańców Belgradu, powstała niewielka osada. Na dwa lata przed otwarciem Jeleni sprowadzili się tam Romowie, którzy spontanicznie, bez planu, zaczęli wznosić prymitywne chaty.

To wtedy osada zyskała pierwszą nazwę – Šićan-mala (ciganska mahala, cygańska dzielnica), a symboliczną granicą oddzielającą ją od miasta (dokładniej: od historycznej bramy stambulskiej) były drewniane palisady, okazjonalnie „ozdabiane” ściętymi głowami serbskich rebeliantów, umieszczanymi tam przez Turków jako ostrzeżenie dla kolejnych śmiałków odważających się walczyć o niepodległość.

Kolejna, także legendarna i chętnie odwiedzana przez sławnych gości (George Bush, Willy Brandt, Juan Carlos I) kafana na Skadarskiej to Tri šešira. Otwarto ją w budynku, w którym mieścił się zakład kapeluszniczy Dimovićeva. Na jego drzwiach, zamiast szyldu z nazwą, wisiały – a jakże – trzy metalowe kapelusze. Lokal powstał w 1864, czyli ledwo dekadę po tym, jak osadę Šićan-mala uznano za na tyle istotną, żeby zaznaczyć jej istnienie na mapie, ale wciąż za zbyt mało ważną, aby oficjalnie i w całości przyłączyć ją do Belgradu.

Kafana Tri Šešira, rok 1904

Dla ówczesnych władz i kartografów interesujące i wymagające szczegółowego odnotowana było to, że Šićan-mala łączyła się z akweduktem (jego największy łuk nazwano na cześć miasta Szkodra, niegdyś stolicy serbskiego królestwa Zety, co w 1872 dało oficjalną nazwę późniejszej ulicy Skadarskiej i, rzecz jasna, samej Skadarlii) i że przepoławiał ją mur, biegnąca nad nim rura wodociągowa oraz potok Bibija – nazwany tak na cześć romskiej bogini; na co dzień niewielki, po ulewach zamieniający się w rwący strumień, a dziś dla mieszkańców i przechodniów zupełnie nieistotny, bo wijący się pod miastem.

Ale sto pięćdziesiąt lat temu Bibija dzieliła osadę na formalne dwa. „Prawobrzeżną” część przyszłej Skadarlii – tę, w której goście bawili się w Dwóch Jeleniach – uznawano za peryferyjną część Paliluli, „lewobrzeżną” – gdzie dziewiętnastowieczny podróżnik mógł ugasić pragnienie w kafanie pod trzema kapeluszami – zaliczano z rozmachu do starogradskiej dzielnicy Dorćol. A że w tej części Belgradu, zgodnie z ówczesnymi przepisami, zabawy z głośną muzyką można było urządzać jedynie do północy, po godzinie zero zero wciąż głodne – jedzenia, śpiewu i rakii – tłumy przeskakiwały przez Bibiję, pokonywały mur i dalej korzystały z uroków nocnego życia, ale już w „lewobrzeżnych” lokalach, szczęśliwie wyjętych spod drakońskich, miejskich praw.

Kafan takich jak Dwa Jelenie czy Trzy kapelusze w XIX wieku było tam więcej. Otwierano je przede wszystkim po 1835, kiedy do osady zaczęli sprowadzać się serbscy i tureccy mieszkańcy. Wtedy też obok romskich chat wznoszono pierwsze murowane, parterowe domy, często ze skromnymi ogrodami, zajmowane przez niezamożnych kupców czy skromnych rzemieślników. Kilkadziesiąt lat później w jednym z takich murowanych budynków, sąsiadującym zresztą z kafaną Tri šešira, urodził się malarz Vladan J. Štiha (1908-1992), który – mimo że kraj opuścił już w 1943 i od tego czasu mieszkał to w Europie, to w Argentynie i Brazylii, a ostatecznie w Santa Fe, gdzie zmarł – przez całe życie podkreślał, że jest Serbem nie z Belgradu, ale ze Skadarlii, miasta w mieście, snu na jawie (swoją drogą, w roku 2007 wdowa po malarzu, wówczas 103-letnia Jelena, została przez lokalne media okrzyknięta najstarszą Serbką w Ameryce).

Dom, w którym urodził się i mieszkał artysta, czyli Štihina kuća, był też jednym z ostatnich, najstarszych domów zachowanych w oryginalnej formie. Niestety, w latach 80. XX wieku budynek – czy raczej to, co z niego pozostało – przyłączono do Trzech kapeluszy. Dziś można tam znaleźć tabliczkę przypominającą postać Štiha – serbskiego malarza i skadarskiego patriotę.

Innego upamiętnienia – wyrytego nie w kamieniu, ale w języku codziennym mieszkańców miasta – doczekała się rodzina Bajloni, która pod przewodnictwem nestora rodu, Ignjata, w 1855 roku przyjechała do Belgradu z terenu dzisiejszych Czech (wówczas monarchia Habsburgów). Ignjat był przedsiębiorczym garbarzem, później też właścicielem jednej z kafan. A że miał biznesową smykałkę – najpierw powiększał majątek, potem zadbał o to, by jego synowie zdobyli rzemieślnicze kwalifikacje, a finalnie wspomagał ich w prowadzeniu własnych przedsięwzięć. Jeden z synów, Anton, dzięki wsparciu ojca wykupił zaniedbane młyńskie przedsiębiorstwo niedaleko Požarevaca (to właśnie w Požarevacu w 1722 powstał pierwszy w Serbii – i na całych Bałkanach – browar) i postawił tam nowoczesny młyn parowy, wszystko pod egidą firmy Ignjat Bajloni i sinovi. Kolejny syn – w tej historii najważniejszy – Jakov, uczył się na bednarza w Wiedniu. Po powrocie do Belgradu, jak na genetycznego Czecha przystało, słusznie przewidział, że piwo może stać się ulubionym napojem mieszkańców miasta, którzy, owszem, potrafili śliwki zamieniać w rakiję, ale silnej, lokalnej tradycji browarniczej jeszcze się nie dorobili.

Jakov został udziałowcem i członkiem zarządu założonego w 1871 roku Pierwszego Serbskiego Towarzystwa Browarniczego i przejął Malą Pivarę – najstarszy na Skadarskiej browar, powstały najprawdopodobniej w latach 40. XIX wieku. Mala Pivara stała się częścią firmy Ignjat Bajloni i sinovi i przeszła technologiczną rewolucję. Jakov zainwestował w nowoczesną produkcję, sprowadził z Czech i Niemiec najlepszy sprzęt browarniczy, niedaleko browaru otworzył kafanę Kod male pivare i sukcesywnie skupował kolejne działki w okolicy Skadarskiej. Część z tych terenów nakazał osuszyć i uporządkować, a następnie otworzył na nich targ nazwany oczywiście nazwiskiem rodziny.

Bajlonijeva pijaca, lata 1920/1930

Browar Bajloni już nie istnieje, nie ma szans spróbować produkowanego w nim na bazie lokalnej wody źródlanej piwa Aleksandar (acz sama woda jeszcze kilkanaście lat temu była dostępna w sprzedaży). Po II wojnie światowej przedsiębiorstwo piwne znacjonalizowano i zmieniono nazwę na Pivara Beograd. Stare budynki browarnicze na Cetinjskiej miały zostać rozebrane. Na szczęście z planów zrezygnowano i tam, gdzie niewiele ponad sto lat temu mieściła się kafana rodziny Bajloni, wciąż można napić się złotego trunku – tyle tylko, że już nie w klasycznej tawernie, a w nowoczesnym pubie Pivara.

Za to pijaca ma się zdecydowanie lepiej. Choć targowisko zostało zniszczone w trakcie wielkanocnego, alianckiego bombardowania miasta 16 kwietnia 1944 roku (prawdopodobnie zbłąkana bomba, która uderzyła w rynek, mogła zabić nawet 200 osób), to w 1946 plac odbudowano i przemianowano z Bajloni na targ Skadarlija. Tyle tylko, że mieszkańcy Belgradu – kiedy zapytać ich o rynek przy artystycznej dzielnicy – mogą często wydawać się nieco zdezorientowani. Bo pijaca na skraju Skadarskiej to dla nich nie żadna Skadarlija, ale Bajlonijeva lub po prostu Bajloni.

Bajlonijeva pijaca, lata 1920/1930

Ponoć w trakcie osuszania i przekopywania terenów, na których dziś mieści się Bajlonijeva Pijaca, odkryto czaszkę człowieka pierwotnego i dziesięć zębów mamuta. Tak przynajmniej podejrzewano, bo znaleziska zaginęły podczas I wojny światowej. Nie poddano ich należytym badaniom, nie wiadomo więc, czy czaszka faktycznie należała do „pierwszego obywatela Belgradu” (jak rozpisywała się o szczątkach ówczesna prasa), czy może były to doczesne pozostałości po kimś, kto osiemdziesiąt lat wcześniej (bo mniej więcej tyle potrzeba, aby z ciała pozostał szkielet), przeskakując nad Bibiją w deszczowy wieczór, nieszczęśliwie, bo ostatni raz w życiu, pośliznął się na rogu przyszłej Skadarlii.

W końcu:

„Noću,

kad je sitni sat,

ideš Skadarlijom,

da polomiš vrat!“

Cóż, nawierzchnia jest tu do dziś zwodnicza, a oświetlenie raczej klimatyczne niż praktyczne, więc łatwo sobie wyobrazić, że takich wypadków było wiele: czy to za czasów romskiej osady, czy w 1872 roku, kiedy Skadarlija stała się formalnie Skadarliją, czy za świetności Pivary Bajloni, kiedy ta niewielka, uboga dzielnica zaczęła powoli awansować na dom belgradzkiej bohemy.

Początkiem tej urbanistyczno-artystycznej rewolucji był rok 1867. Po tym, jak ostatni tureccy żołnierze opuścili Belgrad, stworzono nowe plany zagospodarowania miasta, w tym – dzisiejszej Skadarlii. Najpierw z osady Šićan-mala do Čubury wysiedlono większość Romów (co dało początek przekonaniu o „cygańskiej klątwie” wiszącej nad dzielnicą), a w ich miejsce sprowadzono kolejnych kupców i rzemieślników. Zrujnowane romskie chaty zastępowano skromnymi domami, które wznoszono między innymi z drewna pozyskanego z… rozbioru palisad – tych, na których jeszcze niedawno tkwiły głowy serbskich rebeliantów.

Wynajem na Skadarskiej był tani, więc chętnie pomieszkiwali tam artyści na wiecznym dorobku, w tym najwięksi serbscy mistrzowie słowa drugiej połowy XIX wieku: Jovan Jovanović Zmaj, Vojislav Ilić czy Đura Jakšić. Każdy z nich miał też swój ulubiony lokal. Na przykład Jakšić, notowany pewnego razu przez lokalną policję jako „bezrobotny pisarz” (cóż za upokorzenie!), upodobał sobie szczególnie kafanę Zlatni bokal (kafana o tej nazwie wciąż funkcjonuje, otwarto ją w miejscu oryginalnego Złotego dzbana w 1964 roku), w której spędzał nie długie godziny, ale całe doby – non stop. Podobno to właśnie na Skadarskiej Jakšić stworzył swój najsłynniejszy dramat – „Stanoje Glavaš”, a dom, w którym organizował „skadarskie wieczorki”, czyli Kuća Đure Jakšića (Skadarska 34), jest dziś najważniejszą instytucją kulturalną Skadarlii. W zrekonstruowanym w latach 80. budynku co roku organizowanych jest kilkadziesiąt spotkań literackich, wystaw, koncertów czy przedstawień z udziałem belgradzkich aktorów – dziś dobrych duchów Skadarlii, a sto lat temu największych gwiazd złotej ery stołecznej dzielnicy artystów.

Acz trzeba przyznać, że droga aktorów do skadarskich kafan była wyjątkowo kręta. Teatr Narodowy w Belgradzie zawiązano dopiero w 1868 roku. Księstwo Serbii liczyło wówczas zaledwie milion dwieście tysięcy mieszkańców (w tym niewiele ponad czterystu nauczycieli), a populacja Belgradu – dwadzieścia pięć tysięcy, głównie kupców, rzemieślników, urzędników, wojaków i chłopów. Miejskie, ciasne i kręte uliczki były nieoświetlone i brudne, na co dzień brakowało wody pitnej, o dostępie do kanalizacji nie wspominając. Jednocześnie od 1808 roku funkcjonowała Szkoła Wielka (dziś Uniwersytet w Belgradzie) z trzema wydziałami, działała też Biblioteka Narodowa (założona w 1832 roku), Muzeum Narodowe (od 1844) czy Serbskie Towarzystwo Naukowe (1864). Miejskie elity pociągała edukacja, kultura i sztuka, a Serbów – ogółem – jednoczyła świadomość narodowa, która mimo czterystu lat tureckiej dominacji była wciąż silna i troskliwie pielęgnowana. Nic więc dziwnego, że pierwszą sztuką wystawioną przez zespół teatralny był „Đurađ Branković” Karolja Obernjaka (skojarzenia ze śmiercią Zawiszy Czarnego pod Gołubcem jak najbardziej słuszne).

W związku z tym, że prace nad wzniesieniem monumentalnego budynku Teatru Narodowego przy Francuskiej 3 przeciągały się, premierę „Đurađa Brankovicia” zorganizowano w karczmie Kod engleske kraljice, która przez rok była tymczasową siedzibą instytucji. Zaczęło się więc nietypowo, za to (stereo)typowo skończyło, bo gdy w 1869 teatralny, oficjalny gmach oddano do użytku, aktorzy – jak na artystów przystało – coraz chętniej zaczęli zaglądać do pobliskich lokali.

Kafana Dardanele, rok 1880

Przez wiele lat od powstania sceny narodowej ulubionym miejscem aktorów (i idących krok za nimi dziennikarzy, pisarzy i malarzy) była kafana Dardanele – mieszcząca się niecałe sto metrów od budynku teatru, nazywana też kafaną pod końskim zadem, bo goście przybytku mieli widok na tył stojącego tam do teraz pomnika księcia Michała Obrenovicia siedzącego na koniu. Kiedy w 1901 lokal został zburzony, aby ustąpić miejsca budowie gmachu Państwowego Banku Hipotecznego (dziś mieści się tam Serbskie Muzeum Narodowe), to dzień, w którym zrównano go z ziemią stali bywalcy ogłosili dniem żałoby narodowej. Pogrążona w żalu teatralna bohema przeniosła się do kafany Velika Srbija. Przeniosła zresztą pechowo, bo i ten przybytek wkrótce, bo w 1905 roku, przeszedł do historii (Velika Srbija ustąpiła miejsca budowie Hotelu Moskva), więc artyści musieli znaleźć sobie kolejne nowe miejsce. Tym razem padło na Pašonin Boulevard – kafanę tuż przy wejściu na Skadarską (dziś w budynku po lokalu mieści się kino Balkan). Jej właściciel, Đorđe Pašoni, był zamożnym przedsiębiorcą i sympatykiem bohemy, więc przywitał aktorów z otwartymi ramionami. Ale kiedy dla władz miasta głośne, organizowane w centrum, często całonocne i nieobyczajne imprezy z udziałem gwiazd teatru i zakochanych w aktorkach licealistów stały się problematyczne, Pašoni musiał wybierać: albo biznes, albo hałaśliwi przyjaciele. Jak się skończyło? Cóż, wkrótce Pašoni otrzymał zezwolenie na otwarcie pierwszej w mieście sali tanecznej, a ponadprzeciętnie towarzyscy artyści zostali poproszeni o przeniesienie się do mniej reprezentatywnej, leżącej poza głównym traktem dzielnicy. A że wielu z nich i tak już wynajmowało na Skadarlii tanie kwatery (nazwiska znanych lokatorów są wyryte na tablicy przed Kućą Hristodulo przy Skadarskiej 27), do tego w bliskim sąsiedztwie Skadarskiej było co najmniej czternaście kafan (w tym czasie cały Belgrad miał zaledwie 90 tysięcy mieszkańców) – wybór był oczywisty. I tak w skadarskich lokalach, kojarzonych dotychczas z ambitnymi, ale biednymi literatami, zagościli równie niemajętni aktorzy, a krok za nimi przyszli kolejni pisarze, dziennikarze i publicyści, działacze polityczni czy sportowcy.

Na początku XX wieku Skadarlija stała się więc – nieco z przypadku – imprezowym, kulturalnym, społecznym, politycznym i informacyjnym maglem towarzyskim. To to tutaj ubodzy artyści mogli liczyć na tanie schronienie, zrozumienie i rakiję sprzedawaną na preferencyjny kredyt (korzystał z tego sam Đura Jakšić, który cierpiał na chroniczne zadłużenie i większość tantiem zostawiał w lokalach). Tutaj tworzyła się sztuka, powstawały legendy (jak ta o lokalnym policjancie, który pod wpływem bohemy zaczął pisywać notatki służbowe wierszem), rodziły się miłości i dogorywały złamane serca. Według skadarskich kronikarzy, epidemie zawodów miłosnych przeplatane katastrofami finansowo-zawodowymi co chwilę przetaczały się przez dzielnicę bohemy, pochłaniając kolejne ofiary wspomnianej „cygańskiej klątwy”. Jedną z nich była Zorka Todosić, aktorka sceny narodowej, której talent i wdzięk były powszechnie wielbione (urodę Todosić opiewał choćby Vojislav Ilić). Pod koniec życia dawna heroina popadła w zapomnienie i osamotnienie. Widziano ją spacerującą po Skadarlii i zbierającą spadające z drzew liście. Twierdziła, że to listy od jej adoratorów.

Ale nie tylko nieszczęśliwymi miłościami żyła bohema Skadarlii. Tutaj też dobijano transakcji, omawiano ważne sprawy państwowe, a nawet tworzono historyczne manifesty.

Ot, chociażby w 1908 roku, gdy Austro-Węgry ogłosiły aneksję Bośni-Harcegowiny (rzecz jasna przy wyraźnym sprzeciwie ówczesnego Królestwa Serbii), to właśnie na Skadarskiej pisarz, publicysta i mistrz retoryki Branislav Nušić miał przygotować swoje żarliwie patriotyczne i antyhabsburskie przemówienie, które następnie wygłosił na balkonie Teatru Narodowego (później – już jako przywódca demonstracji – wjechał konno do siedziby Ministerstwa Spraw Zagranicznych ku zdecydowanie zrozumiałemu zdziwieniu obecnego w gmachu premiera Nikoli Pašicia).

Branislav Nušić na weselu organizowanym w dzielnicy artystycznej Belgradu

Za ten „wybryk” Nušić nie tylko nie poniósł konsekwencji, ale zyskał na popularności. Mniej szczęścia miał Tin Ujević – poeta, pisarz i eseista, chodząca encyklopedia, autor przez wielu uważany za najważniejszego twórcę dwudziestowiecznej literatury regionu i, co dla tej historii najważniejsze, król Skadarlii. Uroczystość koronacji odbyła się w podziemiach kafany Bums Keller (od imienia niemieckiego właściciela Bumsa, i niemieckiego słowa Keller oznaczającego piwnicę), po północy, w akompaniamencie cygańskiej muzyki. Na skronie nowego władcy artystycznej dzielnicy włożono papierową koronę, następnie wiwatowano na jego cześć i noszono go na rękach. Uroczystość zwieńczyło przemówienie króla, w trakcie którego Ujević „zdetronizował” Karađorđeviciów. O koronacji rozpisywała się miejscowa prasa, a władze uznały, że pozbawiając rodzinę królewską władzy Ujević dopuścił się wykroczenia słownego, za co został na rok wydalony z Belgradu.

Legendarna koronacja Ujevicia odbyła się w 1925 roku. Jak widać, niedawna wielka wojna nie utemperowała ducha dzielnicy bohemy. Owszem, okupacyjna administracja austro-węgierska zmieniła nazwę ulicy Skadarskiej na Ružina, ale zmiana ta była tylko chwilowa, zresztą – nie zaakceptowały jej władze Belgradu, o mieszkańcach nie wspominając, więc Skadarską do dziś uznaje się za jedną z niewielu belgradzkich ulic, której nazwy nigdy nie zmieniono.

Skadarlija około 1930 roku na zdjęciu Aleksandra Ace Simića

Metamorfozie uległ jednak charakter dzielnicy. Oczywiście, na przełomie lat 20. i 30. Skadarlija wciąż była buńczuczna, artystyczna i bardzo serbska (to tam rozkwitła kariera Sofki Nikolić – pieśniarki folkowej, jednej z najlepiej zarabiających w całej Europie, to w 1928 roku w jednej z lokalnych kafan zadebiutował flecista Sava Jeremić). Jednocześnie przestawała być biedna, peryferyjna i inkluzywna, a zaczynała – ekskluzywnie gwiazdorska. Kiedy w kwietniu 1929 roku słynna Josephine Baker wsiadła do wagonu Orient Expressu jadącego z Paryża do Konstantynopola, zamiast na stacji końcowej – wysiadła w liczącym już dwieście dwadzieścia sześć tysięcy mieszkańców Belgradzie. Dopingowana przez tłumy Baker dała w mieście kilka występów, a wieczory i noce spędzała w modnych klubach jazzowych i – a jakże – na Skadarlii, gdzie u boku królowej Nikolić zajadała się ćevapi, popijała kleka-sodę (pierwszy, belgradzki koktajl stworzony przez barmana Milana Vujicia, na bazie klekovačy – rakii przyprawianej jałowcem) i słuchała tradycyjnych utworów.

Ta sława Skadarlii – już wtedy porównywanej do Montmartre – zaczęła odbijać się na jej wyglądzie. Na archiwalnych zdjęciach z 1933 widać jeszcze kilka starych zabudowań z charakterystycznymi werandami (serb. doksat), ale większość została wkrótce wyburzona i zastąpiona nowoczesnymi konstrukcjami. Równocześnie, już w latach 30. XX wieku coraz głośniejsze stawały się głosy o konieczności ochrony architektury Skadarlii.

Skadarlija z lat trzydziestych

Apele obrońców historycznej zabudowy i pomysłu, by traktować ją jako kulturowe dziedzictwo miasta niestety nie zawsze były przyjmowane z uwagą. Owszem, już w 1935 weszło w życie rozporządzenie w sprawie ochrony zabytków Belgradu, traktujące między innymi o konieczności zabezpieczenia domu Đury Jakšicia, ale było ono jedynie symbolicznym opatrunkiem maskującym kolejne złamanie architektonicznego kręgosłupa Skadarlii. Kolejne, historyczne budynki zastępowano nowymi konstrukcjami, a biednych mieszkańców spychano za margines dzielnicy. Ich miejsce zajmowali miejscy bogacze chcący ogrzewać się w blasku cyganerii.

A potem przyszła wojna.

Belgrad po „wielkanocnym” bombardowaniu (1941)

W obliczu ogromu zniszczeń i cierpienia, niegodziwością i politycznym samobójstwem byłoby dostępne, ograniczone środki i siły przeznaczać w pierwszej kolejności na odbudowę dzielnicy bohemy. A straty były ogromne. Dość powiedzieć, że ze wszystkich skadarskich kafan do 1945 roku dotrwały tylko trzy: Skadarlija, Jelenie i Kapelusze. Po wojnie lokale te mogły funkcjonować dzięki protetycznym, administracyjnym programom zaopatrzeniowym. Jednak przez lata dostawy żywności były realizowane bez stałego planu, przez co kafany na Skadarskiej nie miały stałych menu, kucharze dwoili się i troili, serwując gościom improwizowane dania à la carte.

Dopiero w 1952 roku władze miejskie podjęły decyzję o rewitalizacji skadarskich lokali. Na pierwszy ogień poszła kafana Skadarlija. Prace wykonano ekspresowo, bo i cel był jasno określony: zaplanowano, że to właśnie tam rok 1953 witać będzie nowa elita, z Josipem Broz Tito i Jovanką na czele. Cztery lata później, podczas – jak głosi miejska legenda – konkursu picia grzanego piwa zorganizowanego w Trzech kapeluszach, poeta Libero Marconi i pisarz Zuko Džumhur wpadli na pomysł przywrócenia Skadarlii dawnego, artystycznego blasku, ale z nowoczesnym twistem. Dzięki naciskom ludzi kultury, w 1967 roku Skadarlija zaczęła być prawnie chroniona jako przestrzenna jednostka kulturalno-historyczna, a rok później rozpoczęto jej odbudowę pod kierownictwem Uglješy Bogunovicia (architekt współprojektował między innymi Avalski toranj).

Szczęśliwie Bogunović miał bardzo emocjonalny stosunek do artystycznej dzielnicy, we wzruszającym, sentymentalnym felietonie z 1957 pisał: „Czuję się dobrze, dobrze w tej przestrzeni, zaglądam w każdy jej otwór. (…) Na tych spacerach (po Skadarlii – dop. aut.) potwierdza się moja ‘wiara’ w architekturę. Nagle wszystko, co ciche i małe, intymne i jasne, staje się monumentalne”.

Dzięki staraniom Bogunovicia i jego zespołu, udało się zachować oryginalny, artystyczny, spacerowy, kawiarniany charakter dzielnicy. Skadarliję zamknięto dla ruchu samochodowego, zainwestowano w nowe lampy, odnowiono część zabudowań czy odświeżono i uzupełniono bruk (kilka lat po II wojnie, na fali realizowania obowiązkowo wielkich, obowiązkowo pozbawionych szerszego planu, za to pompatycznie socrealistycznych projektów, historyczną, turecką kostkę zalano asfaltem, przez co Skadarlija stopiła się z Dorćolem; na początku lat 60. na asfalt położono kostki imitujące oryginalny bruk).

I tak, już na przełomie lat 60. i 70. Skadarlija ponownie stała się ulubionym miejscem artystów, dziennikarzy czy polityków. Znów bawiono się do rana w Dwóch Jeleniach czy Trzech kapeluszach, ale i w otwartej w 1969 roku kafanie Ima Dana. Współwłaściciel lokalu, Ratko Uljarević, w jednym z wywiadów lata 70. XX wieku nazwał złotym czasem belgradzkiej gastronomii. Jak wspominał: – Goście z Madrytu, Londynu, szejkowie, prezydenci przylatywali do nas samolotem na obiad czy kolację i wracali tego samego dnia, a my byliśmy tak dobrze zorganizowani, że z góry wiedzieliśmy, kto na którym krześle usiądzie.

Z drugiej strony, Skadarska stała się też atrakcyjna dla młodych, którzy marzyli o posiadaniu wejściówki do nowo wybudowanego klubu Monokl – jednego z najsłynniejszych w Europie. Tak jest zresztą do dziś. W artystycznej dzielnicy Belgradu młodość miesza się z dojrzałością, a nowe z tym, co było kiedyś, kiedy nad dzielnicą nie wisiała „cygańska klątwa” ani mgła ekskluzywności.

Tina Turner w kafanie Tri šešira, rok 1974

W 1985 roku, reżyserka teatralna Zorica Jeremović Munitić założyła Dziecięcy Teatr Uliczny, w którym występowały zarówno romskie dzieci z biednego Mirijeva, jak i dzieci z bogatej dzielnicy Dorćol. Rok później otwarto odrestaurowany dom Đury Jakšicia, a w 1989 odsłonięto replikę fontanny Seblji z bazaru Baščaršija, prezentu od Sarajewa dla Belgradu.

Do tego od 1993, na przełomie kwietnia i maja, odbywa się huczne otwarcie sezonu na Skadarlii. Stałym elementem wydarzenia jest uroczyste podniesienie flagi – czerwonej, z symbolami goździka, laski i słomkowego kapelusza girardi – oraz odczytanie kodeksu dzielnicy. W dokumencie zapisane są między innymi wytyczne dla sprzedawców, artystów ulicznych, animatorów i restauratorów; w przypadku tych ostatnich reguły są bardzo konkretne i dotyczą zarówno dozwolonego koloru markiz, wzoru obrusów, rodzaju sztućców i talerzy czy muzyki (powinna być serbska i tradycyjna, mile widziane występy na żywo), jak i pracowników obsługujących gości (kelnerki i kelnerzy muszą nosić określone uniformy i znać języki obce na odpowiednim poziomie). W ceremonii obowiązkowy udział biorą artyści, przedstawiciele władz i lokalni mieszkańcy, a coraz częściej turyści.

Przyjezdnych jest na Skadarlii ogrom. W końcu to druga, zaraz po Kalemegdanie, najpopularniejsza atrakcja miasta, w szczycie sezonu letniego (i w okresie świątecznym) odwiedza ją nawet ponad dwadzieścia tysięcy osób dziennie.

Czego szukają dzisiejsi goście Skadarlii? W gruncie rzeczy chyba tego samego, czego szuka się na wszystkich popularnych deptakach-symbolach: zabawy (często wspomaganej alkoholem), tradycyjnego, lokalnego jedzenia, śmiechu, oderwania od rzeczywistości, inspiracji, dyskusji, miłości, a czasem lekarstwa na złamane serce.

Idąc w brutalną dosłowność można też dodać, że w fenomenie popularności dzisiejszej Skadarlii chodzi też o to, żeby się na niej pokazać. W końcu nie bez przyczyny dziewczyny spacerują po morderczym bruku w najwyższych szpilkach, a towarzyszący im partnerzy z sezonu na sezon są coraz bardziej widowiskowo męscy. Ale czy coś w tym złego? Przecież i sto, i sto pięćdziesiąt i pięćdziesiąt lat temu robiono tak samo (tylko na niższych obcasach i w dłuższych sukienkach).

Raczej nikt o zdrowych zmysłach nie będzie oczekiwał, że każda z osób odwiedzających Skadarliję – czy to dziś, czy kilkadziesiąt lat temu – pisze wiersze czy śpiewa romanse. Paradoksalnie, ta popularność i okazjonalne zadeptanie może się przysłużyć belgradzkiej dzielnicy bohemy, choćby chroniąc ją przed nadmiernym unowocześnieniem, albo i wyburzeniem.

To nie przesada, bo przyzwolenie belgradzkich władz na pozbywanie się ponadstuletnich budynków, aby zrobić miejsce pod kilkudziesięciopiętrową „inwestycję” w ostatnich latach urosło do rozmiaru patologii. A Skadarlija to w gruncie rzeczy skansen w środku miasta. Gdyby nie odwiedzający ją ludzie, byłaby jak owad zatopiony w bursztynie – może i ładny, może i sentymentalny, ale zupełnie niepraktyczny i, co najważniejsze dla włodarzy, niedochodowy.

A tak, dzięki tłumom turystów i odwiedzających, dzielnica bohemy może trwać. A my – ja, Ty, Wy – wciąż możemy tam wpadać, żeby przejść się śladami Jovana Jovanovicia Zmaja, Vojislava Ilicia, Đury Jakšicia, Zorki Todosić czy Sofki Nikolić, a po spacerze wstąpić do jednej z lokalnych kafan i tak, jak dawna bohema, najpiękniejsze dni przeżywać nocą.

 

Foto nagłówkowe: ilustracja Silvy Vujović przedstawiająca dawną elitę Skadarlii. Od lewej siedzą: aktor Ilija Stanojević (1859-1930), dramaturg i poeta Dragomir Brzak (1851-1905), poeta i lekarz Jovan Jovanović Zmaj (1833-1904), poeta, dramaturg, malarz Đura Jakšić (1832-1878), komediopisarz Stevan Sremac (1855-1906), poeta Augustin Tin Ujević (1891-1955), pisarz, dramaturg, mistrz retoryki Branislav Nušić (1864-1938) oraz aktorka Žanka Stokić (1887-1947)

NIE KRADNIJ, UDOSTĘPNIAJ!Copyright © Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie treści bez zgody autora zabronione

Przygotowanie tego artykułu zajęło nam bardzo dużo czasu. Jeśli Ci się spodobał – jest nam bardzo miło. Udostępnij go w swoich social mediach (możesz to zrobić korzystając z przycisków powyżej) lub kopiując adres URL.

Jeśli chcesz przedrukować (wykorzystać) dłuższy fragment lub całość wpisu – skontaktuj się z nami w celu uzyskania zgody.