Follow Us

Cerkiew Świętego Sawy w Belgradzie. Jak powstawała serbska Hagia Sophia?

Budowa świątyni rozpoczęła się pod koniec XIX wieku i jak dotąd kosztowała co najmniej 100 milionów euro. Monumentalna cerkiew miała być serbską Hagią Sophią, perłą odrodzenia architektury serbskiego Bizancjum, symbolem narodowej niezłomności, świątynią największą w kraju, jedną z największych na świecie, nowym centrum prawosławia. Jak wyszło? Oszałamiająco! A jak szło? No cóż, jak po grudzie – dość powiedzieć, że prace wykończeniowe wciąż się nie zakończyły.

Gdyby ściśle trzymać się kalendarium, początek budowy należałoby datować na rok 1885, gdy powołano do życia Towarzystwo Budowy Kościoła św. Sawy na Vračarze. A finał? Mimo zintensyfikowanych w ostatnich latach działań i ogromnych nakładów finansowych wciąż trudno przewidzieć, kiedy zakończą się ostatnie prace. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest wiele, ale większość ma związek z zawirowaniami historycznymi i dążeniem do nadania świątyni symbolicznego znaczenia.

O historii i symbolice budowy warto wiedzieć i pamiętać choćby po to, by nie wpaść w pułapkę nieświadomości (żeby nie napisać ignorancji), w jaką często wpadają podróżni czy turyści odwiedzający cerkiew bez merytorycznego przygotowania – niezorientowani w tym, jak i w jakich okolicznościach przebiegały prace nad świątynią. Wiele z takich osób – w tym wielu blogerów czy vlogerów polsko- i anglojęzycznych – czuje rozczarowanie i narzeka, że w trakcie zwiedzania nie mogli obejrzeć wszystkiego, bo we wnętrzu trwał „wieczny remont”. Niektórzy pozwalają sobie nawet na wyciąganie wniosków, że skoro prace są tak rozciągnięte w czasie, to ostateczny dowód na to, że Serbowie są leniwi i niezorganizowani. A to nie tak, absolutnie nie tak. Tyle tylko, że aby to zrozumieć, trzeba poznać kontekst historyczny i kulturowy towarzyszący trwającej już 137 lat budowie świątyni. .

Ale zacznijmy od początku. I to od początku najpoczątkowszego, czyli od Sawy – pierwszego arcybiskupa Serbii i patrona Serbów

Wschód na Zachodzie, Zachód na Wschodzie

Św. Sawa, ku czci którego wzniesiono Hram, urodził się około 1169 roku jako Rastko Nemanjić – najmłodszy syn wielkiego żupana i twórcy państwa serbskiego, Stefana Nemanji. Jeszcze jako podrostek przyszły święty uciekł na górę Athos, gdzie zaszył się w ruskim monasterze św. Pantelejmona i po krótkim czasie przyjął mnisze postrzyżyny. W 1196, zapewne pod wpływem charyzmy Sawy, na przejście na drogę świętości zdecydował się ojciec przyszłego świętego. Stefan Nemanja zrzekł się władzy na rzecz średniego syna Stefana, przyjął śluby i – już jako Symeon – wraz z Sawą założył na świętej górze Athos słynny klasztor Chilandar (w którym zresztą Stefan zmarł i został pochowany).

Po śmierci Symeona pomiędzy jego starszymi synami – Stefanem i Vukanem – rozżarzył się konflikt o władzę. Spór zażegnał Sawa, który powrócił na ziemie rodzinne, objął godność archimandryty monasteru Studenica, do którego później przeniósł ciało ojca (w 1209 roku Sawa kanonizował Symeona).

 

Stefan Nemanja, wielki żupan, ojciec św. Sawy, późniejszy św. Symeon. Foto: Unknown Serbian painter, Public domain, via Wikimedia Commons

Gdy w 1216 brat Sawy, Stefan, zdecydował się na ślub z wnuczką doży weneckiego Anną Dandolo, w geście protestu przyszły święty powrócił do klasztoru Chilandar. Stosunki między braćmi poprawiły się dopiero wtedy, gdy Stefan zmienił kierunek polityki na wspierający Bizancjum. W 1217 roku Stefan koronował się na króla Serbii, a w 1219 roku serbska Cerkiew otrzymała autokefalię od Patriarchy Konstantynopola (autokefalia to status oznaczający, że głowa danego kościoła nie jest odpowiedzialna przed jakimkolwiek innym hierarchą), a sam Sawa został pierwszym serbskim arcybiskupem.

Sawa kierował Kościołem serbskim przez czternaście lat (w 1233 funkcję zwierzchnika przejął jego uczeń, Arseniusz), przyczyniając się nie tylko do chrystianizacji południowych Słowian, spisania pierwszych żywotów świętych (w tym żywotu swojego ojca) i tekstów liturgicznych, ale i do nadania historii Serbii wymiaru mistycznego czy zacieśnienia współpracy tronu i ołtarza.

Te dwa ostatnie dążenia są o tyle ważne, że także dziś część konserwatywnych Serbów stara się żyć w zgodzie z założeniami Świętosawia (Svetosavlje) – fundamentalnej ontologii, owszem, sformułowanej w latach 30. ubiegłego wieku, ale bezpośrednio odwołującej się do nauczania św. Sawy. Z punktu widzenia Świętosawia, prawosławie jest religią narodową, a zwierzchnik Serbskiego Kościoła Prawosławnego to nie tylko przywódca duchowy, ale i świecki.

Swięty Sawa, patron Serbów, tradycyjnie przedstawiany jako stary mężczyzna z długą brodą. Foto: Unknown Serbian painter, Public domain, via Wikimedia Commons

Świetosawie nadaje też samym Serbom rolę narodu wybranego: predestynowanego do walki w obronie narodu i wiary, niezależnego, obdarzonego szczególną opieką boską i tylko przed Bogiem padającego na kolana. Jak w 1221 roku pisał sam Sawa: „Wschód myślał, że jesteśmy Zachodem, a Zachód, że jesteśmy Wschodem. Niektórzy z nas błędnie ocenili nasze miejsce w konflikcie wpływów, dlatego krzyczeli: nie jesteśmy ani po jednej, ani po drugiej stronie, a niektórzy, że jesteśmy wyłącznie po jednej albo drugiej! A nam, Serbom, los przeznaczył, byśmy się stali Wschodem na Zachodzie, a Zachodem na Wschodzie i byśmy uznawali nad sobą tylko Niebieskie Jeruzalem, a na ziemi – nikogo”.

Z prochu powstaniesz

Św. Sawa zmarł 14 stycznia 1235 roku w Wielkim Tyrnowie (Bułgaria), w drodze powrotnej z pielgrzymki do Ziemi Świętej, Egiptu i na górę Synaj. Pochowano go w tyrnowskiej Cerkwi Czterdziestu Męczenników. Niespełna dwa lata później z rozkazu króla Stefana Władysława ciało przeniesiono do Monasteru Mileševa, a w 1253 roku Sawę kanonizowano.

W 1459 roku w wyniku tureckich najazdów Serbia upadła. Ale Serbowie się nie poddawali. W trakcie jednego z buntów (1595) na sztandarach nieśli wizerunek Sawy. W odwecie najeźdźcy napadli na klasztor, w którym spoczywały doczesne szczątki świętego. Następnie, z polecenia Sinana Paszy – urodzonego w Sarajewie wezyra-konwertyty – 27 kwietnia spalili je publicznie w Belgradzie. A dokładniej – w rejonie dzisiejszego Vračaru, na płaskowyżu, tak, aby płomienie i dym unoszące się nad stosem były doskonale widoczne dla serbskich buntowników zgromadzonych po drugiej stronie Dunaju.

Sinan Pasa rozkazał spalić relikwie św. Sawy na płaskowyżu Vracar w Belgradzie – tak, aby wszyscy serbscy buntownicy z daleka widzieli unoszące się ze stosu dym i płomienie. Foto: Stevan Aleksić (1876–1923), Public domain, via Wikimedia Commons

Sinan Pasza chciał nie tylko ukarać Serbów, ale pozbawić ich kultu i motywacji do działania. Nie trzeba chyba dodawać, że w oczach wiernych spalenie relikwii świętego tylko umocniło pozycję Sawy, który stał się pośmiertnym męczennikiem, symbolem cierpienia ludu pod tureckim jarzmem, bohaterem wierszy, pieśni i dramatów już nie tylko religijnych, ale i patriotycznych, utrzymanych w duchu, który dziś nazwalibyśmy Świetosawiem.

Do czasu odzyskania niepodległości (1878 rok) i utworzenia Królestwa Serbskiego (1882) kult św. Sawy rósł w siłę. Budowa świątyni ku jego czci była tylko kwestią czasu, a wybór miejsca, w którym ta świątynia miałaby zostać wzniesiona – formalnością.

Wolność, błoto, kaczki i Szkot

To właśnie na Vračarze – w miejscu, w którym Sinan Pasza rozkazał spalić relikwie św. Sawy – postanowiono wznieść świątynię. Tyle tylko, że w drugiej połowie XIX wieku Vračar nie był najmniejszą w Belgradzie, spokojną dzielnicą mieszkalną, przez wielu uważaną wręcz za ekskluzywną. Zamiast klimatycznych uliczek i pięknych kamienic – znajdowały się tam przede wszystkim mokradła, na których mieszkańcy Belgradu urządzali weekendowe polowania na kaczki.

Charakter Vračaru zaczął się zmieniać wraz z przybyciem do miasta Francisa Mackenziego – szkockiego biznesmena i misjonarza, który szybko stał się prominentnym członkiem lokalnej społeczności i – jak się okazało – wizjonerem. Mackenzie słusznie przewidywał, że przez najbliższe lata miasto będzie rozwijać się i rozrastać w kierunku wschodnim. W związku z tym w 1879 zdecydował się na zakup i osuszenie dużej działki na Vračarze, a w latach kolejnych – przekazał parcelę o powierzchni około 800 metrów kwadratowych pod budowę cerkwi. Nazwisko Szkota do dziś zresztą widnieje na liście Wielkich Dobroczyńców Świątyni, tuż obok nazwisk członków rodziny królewskiej i hierarchów kościelnych, a w bliskim sąsiedztwie Hramu, jakieś pięć minut wolnym krokiem, znajduje się ulica Makenzijeva.

Ulica Makenzijeva w Belgradzie, pięć minut wolnym krokiem od świątyni św. Sawy. Foto: PedjaNbg, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

W ten sposób w 1885 roku, niespełna dekadę po ostatecznym wyzwoleniu spod trwającej czterysta lat tureckiej dominacji, „znalazła się” działka, powoli „znajdowały się” fundusze, których gromadzeniem zajęło się nowo powstałe Towarzystwo Budowy Kościoła św. Sawy na Vračarze. Zabrakło jednak symbolicznego impulsu do rozpoczęcia budowy monumentalnej świątyni. Dopiero dziesięć lat później – w okrągłą trzechsetną rocznicę spalenia szczątek świętego – rozpoczęto budowę niewielkiego kościoła, wzorowanego na średniowiecznym monasterze Mileševa, w którym pierwotnie przez trzy i pół wieku spoczywały relikwie św. Sawy. Szybko jednak zorientowano się, że malutka, kameralna świątynia nie odzwierciedla wpływu, jaki postać świętego miała na losy Serbii i Serbów.

Boska synteza, krytyczna analiza

W 1904 roku, czyli w setną rocznicę wybuchu pierwszego powstania serbskiego przeciwko Imperium Osmańskiemu, kiedy wielu Serbów wciąż żyło na ziemiach znajdujących się pod rządami Stambułu (kolejny symbol!), ogłoszono pierwszy konkurs na projekt docelowej cerkwi, która – zgodnie z założeniami – miała mieć powierzchnię powyżej 2 tysięcy metrów kwadratowych i reprezentować historyczny, wolny od współczesnych europejskich wpływów styl serbsko-bizantyjski.

Konkurs nie przyniósł jednak rozstrzygnięcia, bo odpowiedzialna za wyłonienie zwycięzcy Carska Petersburska Akademia Nauk odrzuciła wszystkie zgłoszenia.

W kolejnych latach, z uwagi na historyczne i polityczne zawirowania (wojny bałkańskie, I wojna światowa), plany budowy zamrożono. Dopiero w 1926 – a więc już w Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców – ogłoszono drugi konkurs na projekt świątyni. W nowych wytycznych zaznaczono między innymi, że cerkiew ma upamiętniać przeszłość Serbów i podkreślać współczesną sytuację narodu, że ma być monumentalna, a stylem i wielkością przywodzić na myśl słynną Hagię Sophię – najwspanialszy obiekt architektury I tysiąclecia, symbol Kościoła bizantyjskiego, katedrę patriarszą, którą po zdobyciu Konstantynopola przez Turków w 1453 zamieniono w meczet.

Hagia Sophia, plan zeskanowany z Pierers Universal-Lexikon, 1891, lic. PD

Skąd ten rozmach i inspiracja? Wzorując się na słynnej świątyni chciano podkreślić, że to prawosławni Serbowie (choć zjednoczeni w wieloetnicznym Królestwie) są prawowitymi spadkobiercami spuścizny bizantyjskiej. Liczono też na to, że Belgrad stanie się światowym centrum prawosławia, przejmując pałeczkę od zlaicyzowanej rewolucją październikową Moskwy.

Mimo sprecyzowanych oczekiwań i tym razem nie udało się wyłonić zwycięzcy konkursu (przyznano za to II i III nagrodę). W 1932 roku, więc już w Królestwie Jugosławii, komisja konkursowa ponownie przejrzała zgłoszenia. Ostatecznie zdecydowano o połączeniu pomysłów dwóch serbskich architektów – Bogdana Nestorovicia i Aleksandara Deroko, których prace wyróżniono w poprzednim konkursie. To kolejny symbol, bo wybór i synteza w jeden dwóch projektów były manifestacją tego, że Kościół przeciwstawia się polaryzacji społeczeństwa, a Serbowie są w stanie jednoczyć się, wspólnie pracować i rozwijać pod patronatem Cerkwi.

Propozycja Bogdana Nestorovicia (akwarela autorstwa samego architekta), lic. PD

Mimo protestów i krytyki części architektów, inteligencji i artystów, którzy zarzucali projektowi brak oryginalności czy zwracali uwagę, że zamiast ogromnej świątyni można by wznieść i poświęcić Sawie budynek mieszczący w sobie różne instytucje edukacyjne, w 1935 roku wmurowano kamień węgielny. Rozpoczęto też kolejną zbiórkę funduszy, jednak bez oczekiwanego dużego odzewu ze strony społeczeństwa, nie tylko podzielonego etnicznymi zatargami i wciąż odczuwającego powojenną biedę, ale i zniechęconego kłótniami wokół projektu czy brakiem transparentności co do tego, ile budowa świątyni będzie kosztować. W gromadzeniu środków nie pomagała też bierna postawa władz – zarówno centralnych, jak i samorządowych.

Ponowne ukrzyżowanie i znowu zmartwychwstanie

Prace zwolniły. Po siedmiu latach, w chwili agresji państw Osi, mury świątyni miały zaledwie od 7 do 11 metrów wysokości. Cudem przetrwały bombardowanie Luftwaffe. W czasie wojny Wehrmacht przekształcił plac budowy w garaż, a w 1944 roku, w trakcie operacji belgradzkiej, siły radzieckie i partyzanci Tity wykorzystały pozostałości murów jako element fortyfikacji.

Po roku 1945 nie było lepiej. W trakcie II wojny światowej rozbito organizację cerkiewną i zamordowano znaczną część duchowieństwa. Pod rządami Tity i wraz z laicyzacją, a później ateizacją społeczeństwa, pozbawiona wsparcia wiernych i finansowania ze strony władzy Cerkiew popadła w kryzys. Towarzystwo Budowy Kościoła św. Sawy na Vračarze rozwiązano, jego majątek skonfiskowano, a następnie znacjonalizowano. Podobnie postąpiono ze zgromadzonymi materiałami budowlanymi, które wykorzystano między innymi do wznoszenia pomników ku czci bohaterów ludowych.

A co z murami, które przetrwały bombardowanie? Boris Tadić – urodzony w 1956 roku, dorastający w okolicy Vračaru, późniejszy prezydent Serbii – wspominał, że nie wiedział o planach wzniesienia świątyni i wraz z innymi nieświadomymi dziećmi z sąsiedztwa bawił się na pozostałościach budowy, sądząc, że to ruiny starego zamku. Zdarzało się, że na szczątkach dawnych murów cerkiewnych występowały trupy cyrkowe. Później, część terenu, na którym miała powstać świątynia, zmieniono na parking z miejscami garażowymi. Okres ten gorzko wspominał patriarcha Amfilochiusz, pisząc w 1988: „Wojna i okres po niej były jak ponowne spalenie relikwii św. Sawy, jak ponowna próba zniszczenia, upokorzenia i zastraszenia ducha prawosławnych Serbów. Stało się to, co kiedyś było celem Sinana Paszy. Ukrzyżowanie ludu św. Sawy stało się ukrzyżowaniem kościoła św. Sawy”.

Owszem, przez lata przedstawiciele Kościoła próbowali uzyskać pozwolenie na kontynuowanie budowy świątyni (patriarcha German miał w tym celu wysłać aż 88 wniosków, z czego 82 trafiły na ręce Tity). Bezskutecznie, bo decydenci obawiali się, że wznowienie prac sprawi, że nacjonalistyczny duch Serbów – historycznie utożsamiających naród z kościołem – obudzi się ze zdwojoną siłą, co mogłoby zagrozić jedności wieloetnicznej Jugosławii.

Budowę skutecznie blokowano, ale nie udało się powstrzymać kolejnego odrodzenia religijnego Serbów, które postępowało proporcjonalnie do pogłębiającego się kryzysu władzy w Socjalistycznej Federacyjnej Republice. Już cztery lata po śmierci marszałka Tity, w 1984 roku, dzięki przychylności nowego prezydenta Dušana Čkrebicia i części najważniejszych władz, uzyskano formalną zgodę na wznowienie prac.

Jako głównego architekta wskazano Branko Pešicia, który miał dostosować stary projekt do nowych możliwości technologicznych, a do organizacji placu budowy wybrano Przedsiębiorstwo Budowlane „Rad”. Krytyków projektu tym razem było niewielu. Posypały się za to datki, także od Serbów mieszkających poza krajem.

Architekt Branko Pešić, który miał dostosować stary projekt do nowych możliwości technologicznych. Foto: Unknown author, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

Budowa ponownie ruszyła i już w maju 1985 patriarcha German wraz z serbskimi biskupami odprawił przy murach przyszłej świątyni nabożeństwo inauguracyjne, w którym uczestniczyło ponad 100 tysięcy wiernych, z czego około 12 tysięcy przebywało wewnątrz świątyni (po tym frekwencyjnym sukcesie nie kwestionowano powszechnie gabarytów przyszłej cerkwi – stało się jasne, że wielkość planowanej świątyni jest uzasadniona).

Według części historyków dzień nabożeństwa był punktem zwrotnym w dziejach, zapowiadającym nie tylko koniec państwowego ateizmu czy powrót religii do Jugosławii, ale i upadek komunizmu w Europie. Równie symbolicznie ocenia się moment instalacji ważącej 4 tysiące ton głównej kopuły, którą w 1989 roku w całości podniesiono z ziemi i umieszczono na szczycie konstrukcji. Proces podnoszenia kopuły trwał dwadzieścia dni. Cerkiew znów powstała z prochów.

Na poniższym filmie, od 3:27, można zobaczyć fragmenty nabożeństwa, w którym uczestniczyło 100 tysięcy wiernych oraz kadry z podnoszenia z ziemi i nstalowania kopuły.

(Kolejna) szansa na (kolejne) zjednoczenie

Kiedy w 1989 roku stery władzy przejął Slobodan Milošević, dominującą ideologią rządową stał się nacjonalizm. Budowę spowolnił kryzys gospodarczy i inflacja, a później – kolejna wojna. W takich okolicznościach trudno było myśleć o narodowo-religijnym zmartwychwstaniu, którego symbolem miała być monumentalna i kosztowna cerkiew. Zwłaszcza, że wielu Serbów ratowało się ucieczką z kraju (na popularności zyskiwał nawet ponury żart, że budowy świątyni nie ma sensu kontynuować, bo zanim położona zostanie ostatnia warstwa tynku – w kraju nie będzie już ani jednego Serba).

Po bombardowaniu Belgradu przez siły NATO w 1999 roku, w atmosferze braku bezpieczeństwa, u progu społecznego rozbicia, Hram kolejny raz ogłoszono symbolem zwycięstwa i szansy na zjednoczenie. „Nie możemy zostać pokonani, udowodnijmy, że prochy św. Sawy nie poszły na marne! Wszystko inne oznaczałoby zwycięstwo Sinana Paszy, wszystkich naszych okupantów, starych i nowych wrogów” – apelował architekt Branko Pešić.

W 2000 roku, po obaleniu Miloševicia i prawie dziesięcioletniej przerwie, prace ruszyły ponownie, a rok później reaktywowano Towarzystwo Budowy Kościoła św. Sawy na Vračarze. Wcześniej na wznowienie zbiórki zgody nie wyrażał patriarcha Serbii Paweł, który stał na stanowisku, że w czasach, w których Serbowie są zbrojnie atakowani i cierpią w biedzie, niemoralne byłoby kontynuowanie tak kosztownego projektu. Do zmiany zdania przekonał go nowy premier, Zoran Đinđić, który wezwał kilka świetnie prosperujących banków i firm (państwowych i prywatnych) do przekazania darowizn na rzecz budowy, symbolicznie zdejmując w ten sposób ciężar finansowania świątyni z wiernych.

Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie

W 2004 udało się ukończyć elewację, zainstalowano okna i dzwony, a później prace przeniesiono do wewnątrz. I wciąż ich nie ukończono. Ale to nie znaczy, że cerkwi nie można odwiedzić i zachwycić się tym, co już zostało zrobione. Zrobione – zaznaczmy – na bogato!

Cerkiew św. Sawy w Belgradzie, foto: naszaserbia.pl

Do 2019 na prace w świątyni wydano co najmniej 100 milionów euro. Ile dokładnie? Tego nie wiadomo, bo kościoły i związki wyznaniowe w Serbii są zwolnione z obowiązku przedstawiania raportów finansowych. A jak zdobyto pieniądze? 40 milionów euro pochodziło z funduszy rządowych, 50 milionów pozyskano z darowizn prywatnych, a 10 milionów przekazała Rosja (dokładniej to Gazprom). To ostatnie nie powinno dziwić nikogo, kto obserwuje serbską politykę zagraniczną, nakierowaną na utrzymywanie historycznie dobrych stosunków z „Wielkim Bratem” z Moskwy. Świątynię odwiedzili dwaj prezydenci Federacji Rosyjskiej: Dmitrij Miedwiediew i Władimir Putin. Ten drugi sprawował nawet osobisty patronat nad mozaikami, które ostatecznie zaprojektował Rosjanin Nikolai Mukhin.

Warto jednak zaznaczyć, że to moskiewskie zaangażowanie w budowę Hramu zdecydowanie nie podoba się części prozachodnich Serbów, którzy nie chcą, aby ich kraj był rosyjską kolonią.

Wielu Serbom nie podoba się też to, że Cerkiew (mimo że Konstytucja definiuję Serbię jako państwo świeckie) wpływa na politykę – zarówno wewnętrzną, jak i zagraniczną, a także to, że wspiera konkretnych polityków. Ci ostatni za wsparcie się odwdzięczają, choćby finansując z kasy państwa montaż w Hramie ogrzewania podłogowego. Zresztą, prezydent Vučić nie ukrywa, że jednym z priorytetów jego kadencji jest ukończenie świątyni. I faktycznie, cerkiew jest już prawie gotowa. Prawie.

Może i dzieli, ale i tak łączy

A co Serbowie myślą o samym Hramie i – ogólnie – religii? Sporo światła na sprawę rzucają badania Pew Research Center z 2016 roku, z których wynika, że aż 88 procent serbskiej populacji deklaruje przywiązanie do religii prawosławnej, z czego aż 95 procent czuje dumę z przynależności religijnej. Jednocześnie, w cotygodniowych nabożeństwach uczestniczy zaledwie 7 procent wierzących Serbów.

Wychodzi więc na to, że Serbowie wolą chwalić się religijnością, niż modlić się czy regularnie uczestniczyć w życiu wspólnoty. Od Kościoła coraz częściej się oddalają, zniechęceni jego konserwatyzmem, ale chętnie kultywują tradycje – takie, jak choćby Wigilijne palenie badnjaków.

Mimo to tożsamość religijna stanowi część serbskiej samoświadomości, Świętosawie dryfuje z tyłu głowy, a inspirowany bizantyjską świątynią Hram w Belgradzie jest pomnikiem wyciosanym ze wspólnych, narodowych sentymentów, pod którym można się raz na jakiś czas zebrać i na chwilę zapomnieć o podziałach.

Photo by Chronis Yan on Unsplash

NIE KRADNIJ, UDOSTĘPNIAJ!Copyright © Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie treści bez zgody autora zabronione

Przygotowanie tego artykułu zajęło nam bardzo dużo czasu. Jeśli Ci się spodobał – jest nam bardzo miło. Udostępnij go w swoich social mediach (możesz to zrobić korzystając z przycisków powyżej) lub kopiując adres URL.

Jeśli chcesz przedrukować (wykorzystać) dłuższy fragment lub całość wpisu – skontaktuj się z nami w celu uzyskania zgody.