„Nikt z wojen lat 90. ani z byłej Jugosławii nie zasługuje na pomnik, ponieważ wszystko, co zrobili nasi przywódcy, to uniemożliwienie nam postępu” – stwierdził w rozmowie z „New York Times” 28-letni Bojan Marčeta z Žitište. Był 2007 rok, kiedy tym sennym, liczącym zaledwie trzy tysiące mieszkańców miasteczkiem w Wojwodinie zainteresowały się media z całego świata.
W grudniu 2017 roku świat obiegła krzepiąca serca wieść, że Sylvester Stallone sprawił sobie na święta nietypowy prezent. A mianowicie: za 400 tys. dolarów kupił wystawiony na aukcji posąg Rockiego. Tak, TEGO ROCKIEGO.
Mierząca prawie trzy metry, ważąca ponad 800 kilogramów figura filmowego pięściarza przez jakiś czas stała w San Diego Hall of Champions, ale że muzeum likwidowano, to część z eksponatów trafiła na aukcje i tak, po nitce do kłębka, Sly stał się właścicielem Rockiego. A dokładniej to Rockiego II z „Rockiego III”, bo kupiony przez aktora posąg był kopią zapasową dzieła A. Thomasa Schomberga, stworzonego na potrzeby trzeciej części serii filmów o pięściarzu.
Po zakończeniu zdjęć do „Rockiego III”, oryginalny posąg (czyli ROCKY™ – serio, ma nawet swoją stronę internetową!) przekazano władzom Filadelfii (stoi przy schodach – TYCH schodach), a duplikat po latach tułaczki po różnych wystawach, spędach i muzeach ostatecznie trafił do aktora.
Trochę to skomplikowane? Oj tam, najważniejsze, że w 2017 media na całym świecie mogły poprawić odbiorcom humor, wysmażyć przedświąteczną wierszówkę o ponownym pojednaniu i odtrąbić, że Rocky znów jest z Rockim i to super, bo przecież „na świecie istnieją tylko dwie takie rzeźby”.
Można się rozejść, wszyscy szczęśliwi, prawda? No właśnie nie. Bo w tym momencie każdemu Serbofilowi kajmak zaczyna warzyć się na pljeskavicy. Przecież jest jeszcze trzeci pomnik, w Žitište!
Nieważne, jak mocno uderzasz, ale jak dużo jesteś w stanie znieść i nadal iść do przodu
O serbskim Rockim nie da się napisać bez choć słowa wstępu o Žitište – trzytysięcznym miasteczku w Wojwodinie, 20 kilometrów na północny-wschód od Zrenjanina i jakieś 30 kilometrów od przejścia granicznego z Rumunią. Między innymi przez to strategiczne położenie wielowiekowe dzieje Žitište to historyczno-onomastyczny rollercoaster. Już przebieżka po zmianach nazwy daje do myślenia. Otóż w XIV wieku dzisiejsze Žitište było znane jako Szentgyörgyi, w XVII jako Senđurađ, a w wieku XVIII jako Begej Sveti Đurađ.
W trakcie siedmiuset lat istnienia (pierwsze wzmianki o osadnictwie w tym miejscu pochodzą z 1319 roku!) przez Žitište przetoczyły się niezliczone zastępy wojaków różnej proweniencji, zarazy, głód i inne kataklizmy. Mimo to w dwudziestowiecznym międzywojniu w rejonie osiedlali się kolejni mieszkańcy, a w samym miasteczku dom znalazła i ludność niemiecko-, i serbsko-, i węgierskojęzyczna.
Ten renesans multikulti zakończył się po II wojnie, kiedy niemieccy osadnicy albo uciekli, albo zostali wysiedleni, a w ich miejsce z terenów obecnej Bośni sprowadzono 270 serbskich rodzin.
Żeby oddzielić grubą kreską burzliwe wczoraj od dającego nadzieję na lepsze dzisiaj, Begej Sveti Đurađ przemianowano wtedy na Žitište (od żyta, żeby było na bogato i z dobrą karmą – dosłownie i w przenośni). Pomogło? Nie bardzo, bo mimo rebrandingu przez kolejnych sześćdziesiąt lat miasteczko było jednym z najbiedniejszych i najsłabiej rozwiniętych w kraju, a dodatkowo – w kwietniu 2005, kiedy Serbia jeszcze otrząsała z ramion kurz tragicznych wydarzeń z lat 90. i początku XXI wieku, Žitište nawiedziła powódź.
Jeśli żyjesz w jakimś miejscu zbyt długo, zamieniasz się w nie
Miało być lepiej, ciągle było źle albo i jeszcze gorzej. Trochę tak, jakby nad tym malutkim kawałkiem Serbii wisiała jakaś klątwa, przez którą mieszkańcy coraz rzadziej widzieli w Žitište swoją przyszłość, a coraz częściej po prostu stamtąd uciekali.
Na miejscu trwał jednak Bojan Marčeta – lokalny aktywista – który, mimo wszystkich przeciwności, nie wyobrażał sobie życia w innym miejscu i przez to bardzo chciał losy Žitište odmienić. Jak? Na przykład rozsławiając miasteczko.
Był rok 2007, Bojan miał 28 lat, otwartą głowę i zacięcie marketingowe. Wpadł na pomysł, że impulsem do zmian może być znalezienie pozytywnego bohatera, z którym mieszkańcy mogliby się identyfikować, a następnie – sprowadzenie tego herosa-patrona do Žitište, choćby w formie posągu. Skoro dwa lata wcześniej w Mostarze stanął wyrzeźbiony złoty Bruce Lee – symbol solidarności etnicznie różnorodnego miasta – dlaczego podobna sztuka miała nie udać się w Žitište?
Pomysł spodobał się jego przyjaciołom, którzy wspólnie z Marčetą zaczęli zastanawiać się, jaka postać – czy to rzeczywista, czy też fikcyjna – ma odpowiedni autorytet, inspirującą i dającą nadzieję historię, a przede wszystkim siłę oddziaływania na tyle wielką, by zjednoczyć i zmotywować mieszkańców, zwłaszcza tych młodych, do działania na rzecz lokalnej społeczności. Padło wiele propozycji. Zdaniem niektórych taką postacią mogłaby być Matka Teresa z Kalkuty, zdaniem innych – Dalajlama. Ktoś podrzucił Ghandiego, ktoś inny zaproponował Martina Luthera Kinga, jeszcze ktoś – Michaela Jordana lub cara Dušana.
Wszystkie te kandydatury zdeklasował Rocky Balboa: filmowy pięściarz, podręcznikowy underdog, „Włoski Ogier” z amerykańskiej Filadelfii. Ten, który upada po to, żeby wstać, bić się dalej i wygrywać – tak na ringu, jak i w życiu. Zupełnie jak ci, którzy postanowili zostać w Žitište i zawalczyć o lepszą przyszłość dla miasteczka i jego mieszkańców.
Jeśli wiesz, na co cię stać, rób to, na co cię stać
Oczywiście, nie wszyscy pałali entuzjazmem na myśl, że dobrym duchem Žitište miałby został bohater amerykańskiego (ha-tfu!), oscarowego blockbustera. Protestowali choćby przedstawiciele duchowieństwa i co bardziej etnocentryczni lokalsi.
Jednak Bojan Marčeta nie tylko skutecznie przekonywał kolejnych mieszkańców do swojego pomysłu, ale i aktywnie szukał sponsora chętnego sfinansować powstanie pomnika. Gotowość do rzucenia monetą wyraziły władze firmy drobiarskiej Agroživ, w której logo puszył się prężący muskuły kogut (prawie jak Rocky!). Wkrótce powstało też Udruženje građana „Roki Balboa” (stowarzyszenie obywateli) i wykluł się pomysł, żeby odsłonięcie pomnika połączyć z festiwalem ku czci i chwale (a jakże!) drobiu. Wszystko przyklepał burmistrz Zoran Kasalović, entuzjazm rósł… Brakowało tylko jednego, tego najważniejszego – Rockiego.
Ambitny Marčeta skontaktował się z A. Thomasem Schombergiem – twórcą oryginalnego posągu. Bojan chciał zlecić mu wykonanie kolejnego Rockiego, a artysta zareagował na pomysł z dużym entuzjazmem – zgodził się nawet wykonać nowy pomnik za połowę „regularnej” stawki, czyli za półtora miliona dolarów. Niestety, nawet z „rabatem” i wsparciem sponsora szacowany koszt inwestycji znacząco przekraczał możliwości. Do tego sam Schomberg okazał się być zaskakująco dobrze zorientowany w ówczesnej sytuacji ekonomiczno-politycznej Serbii i zasugerował, że jeśli mieszkańcy Žitište dysponują jakimikolwiek nadmiarowymi środkami, lepiej będzie, jeśli przeznaczą je na zaspokojenie witalnych potrzeb, a wykonanie posągu powierzą lokalnemu artyście.
Z cichym błogosławieństwem twórcy oryginalnej statuy rozpoczęto poszukiwania rzeźbiarza. Wybór padł na Chorwata, Borisa Staparaca, który – także po kosztach, bo zaledwie za pięć tysięcy euro – podjął się wykonania nowego, serbskiego Rockiego. Posąg miał bazować na oryginalnym wzorze autorstwa Schomberga, mieć 2,6 metra wysokości (a z cokołem aż 3,8 metra!) i ważyć około tony.
Proces twórczy rozpoczął się w marcu, a Staparaca wspomagali między innymi miejscowy kamieniarz i policjanci, którzy na zapleczu posterunku wygospodarowali miejsce idealnie nadające się na pracownię. To właśnie tam, pod czujnym okiem serbskich mundurowych, warstwa po warstwie, z betonu i brązu, powstawał nowy Rocky.
Ty, ja ani nikt inny nie bije tak mocno, jak życie
Wielkie odsłonięcie pomnika nastąpiło 18 sierpnia 2007 i było zwieńczeniem trzydniowego festiwalu drobiowego, czyli Pile Fest. W wydarzeniu wzięły udział prawdziwe tłumy (archiwalne noty podają imponującą liczbę 12 tys uczestników!), zorganizowano występy muzyczne i pokazy strongmanów. Był też Sylvester Stallone. Może nie ciałem, a duchem, bo nieformalny ojciec chrzestny posągu w specjalnej wiadomości skierowanej do mieszkańców Žitište podziękował im za kreatywność i wyraził zadowolenie, że po 30 latach od powstania pierwszego filmu ludzie wciąż widzą w Rockym pozytywnego, inspirującego bohatera.
Co więcej, udało się to, o czym marzył pomysłodawca całego przedsięwzięcia, czyli Bojan Marčeta. Jak podaje serwis vojvodina.travel, na odsłonięcie pomnika przybyli dziennikarze 140 akredytowanych mediów z całego świata, wydarzenie doczekało się wzmianek na 70 tys stron internetowych (nie, to nie pomyłka), a relacje z Žitište ukazały się w „The New York Times”, BBC czy CNN.
Ludzie nie zapamiętają ciebie, tylko opinię o tobie
O serbskim Rockim powstał krótki film dokumentalny o tytule „Amerika Idol”, a redaktor serwisu Culture Trip uznał statuę za jedną z dziesięciu najdziwniejszych atrakcji Serbii (obok Genex Tower w Belgradzie, domku na Drinie czy muzeum figur woskowych w Jagodinie). Ten rozgłos przełożył się na zainteresowanie turystów, którzy przyjeżdżali do Žitište, żeby zrobić sobie zdjęcie z Rockim. Do dzisiaj zresztą jakiś zagubiony przejezdny wrzuci czasem fotkę z pomnikiem na Instagrama.
Ale na tym niestety koniec.
Po latach od powstania serbskiego Rockiego populacja miasteczka wciąż się kurczy. Bojan Marčeta, dziś czterdziestoparoletni, wciąż mieszka tam, gdzie mieszkał i nadal próbuje pchnąć Žitište do przodu (bardzo aktywnie prowadzi profile miasteczka w mediach społecznościowych, działa na rzecz lokalnej społeczności itd.). A statua Rockiego? Mimo że wpisała się na stałe w lokalną topografię, budzi mieszane uczucia: dla jednych to sympatyczny symbol i dowód, że jak się chce, to można wszystko, dla innych – powód do narzekania („zamiast budować pomnik mogli zainwestować w szkołę” – to jeden z komentarzy zostawionych pod postem wspominkowym na facebookowej stronie miasteczka).
Ale powstanie pomnika Rockiego zainicjowało pewien trend, który – choć na pierwszy rzut oka może wydawać się dziwaczny – mówi coś ciekawego o części Serbów z pokolenia, które w dorosłe życie wchodziło w burzliwych latach 90.
W chwilę po tym, jak Žitište doczekało się swojego bohatera, także mieszkańcy Međy, czyli sąsiedniej wsi liczącej wtedy około 1100 dusz (dziś o czterysta mniej) zamarzyli o własnej rzeżbie ku czci bohatera. I to nie byle jakiego, bo „patronem” miał zostać Johann Peter Weißmüller, sportowiec i aktor.
Jak wskazują niektóre źródła, przyszły gwiazdor Hollywood urodził się w Međy (wówczas na terenie Austro-Węgier) w 1904 roku. W 1905 roku rodzina Weißmüllerów wyemigrowała do USA. To tam Johann (już jako Johnny Weissmuller) trenował m.in. pływanie (był m.in. pięciokrotnym mistrzem olimpijskim), a po zakończeniu kariery sportowej – dwunastokrotnie wcielał się w postać filmowego Tarzana.
Pomysłodawcą wzniesienia pomnika był Zoran Stijačić, statua miała zostać sfinansowana dzięki datkom, powstał nawet jej projekt, ale finału do dziś nie ma. Zapewne zabrakło pieniędzy.
Na planach i pogłoskach skończyło się też w Čačaku, gdzie stanąć miał pomnik Samanthy Fox, modelki, osobowości medialnej, „brytyjskiej Madonny” znanej z hitu „Touch Me (I Want Your Body)” (singiel wydany w 1986).
Udało się za to w 2008 roku we wsi Banatski Sokolac (wtedy liczącej około 300, dziś niewiele ponad dwustu mieszkańców), gdzie dwóch muzyków – Chorwat Adolf „Dado” Topić i Serb Jovan Matić – odsłoniło pomnik Bobbiego Marleya. Dlaczego akurat Marleya, który nigdy nie był w Serbii (czy raczej w Jugosławii), a o Banatskim Sokolacu pewnie nawet nie słyszał? Pomysłodawca przedsięwzięcia, Mirko Miljus, tłumaczył, że król reggae promował w swojej muzyce pokój i tolerancję – wartości, za którymi Serbowie tak bardzo tęsknili.
Rocky, Marley, Tarzan i Samantha Fox – dlaczego w pierwszej dekadzie XXI wieku Serbowie chcieli stawiać na cokołach zagraniczne gwiazdy?
Dan Bilefsky z „The New York Timesa” w artykule z 2007 roku napisał, że część z socjologów zwraca uwagę, że ta „gloryfikacja niepolitycznych hollywoodzkich ikon to następstwo kryzysu tożsamości po wojnach lat 90., kiedy zatarła się granica między oprawcami a ofiarami”. Cytowany w tym tekście serbski malarz i pisarz Mileta Prodanović tłumaczył: „Ludzie zdają sobie sprawę, że wielu naszych żołnierzy w wojnach lat 90. było przestępcami, którzy kradli, rabowali i zabijali. Dlatego szukają alternatywnych wzorców do naśladowania i jest to zdrowe odrzucenie nacjonalizmu”. Inna serbska artystka, Milica Tomić, zwróciła z kolei uwagę, że to szukanie zachodnich, importowanych wzorców i bohaterów jest niezdrowe i niebezpieczne, bo staje się pretekstem do unikania konfrontacji z krwawą historią Bałkanów. „Musimy znaleźć sposób na przedstawienie naszego smutku, naszej odpowiedzialności i naszej rozpaczy. Dopóki tego nie zrobimy, Serbia nie może pogodzić się z teraźniejszością i przyszłością” – mówiła Tomić.
W artykule znalazło się też miejsce dla Bojana Marčety. Aktywista odpowiedzialny za powstanie serbskiego Rockiego był mniej dyplomatyczny: „Nikt z wojen lat 90. ani z byłej Jugosławii nie zasługuje na pomnik, ponieważ wszystko, co zrobili nasi przywódcy to uniemożliwienie nam postępu. Moje pokolenie nie może tu znaleźć wzorców do naśladowania, więc musimy szukać gdzie indziej”.
W 2008, 28-letni Marčeta, którego młodość naznaczyły wojny i przewroty, wzorzec znalazł w Hollywood. Zupełnie jakby wziął sobie do serca jedną z wielu ikonicznych linijek ścieżki dialogowej „Rockiego”: Życie to nie tylko słodycz. To znój i trud. I jeśli mu się poddasz, to nieważne, jaki jesteś twardy… przydusi cię do gleby.
Ciekawe, gdzie swoich idoli szukać będą dzisiejsi nastoletni czy ledwo dorośli Serbowie…
* Śródtytuły to cytaty z filmów o Rockim
Przygotowanie tego artykułu zajęło nam bardzo dużo czasu. Jeśli Ci się spodobał – jest nam bardzo miło. Udostępnij go w swoich social mediach (możesz to zrobić korzystając z przycisków powyżej) lub kopiując adres URL.
Jeśli chcesz przedrukować (wykorzystać) dłuższy fragment lub całość wpisu – skontaktuj się z nami w celu uzyskania zgody.