Follow Us

Kosovo je… czyli co tak właściwie podpisał prezydent Vucic?

W piątek (4 września) wieczorem czasu polskiego Belgrad i Prisztina podpisały dokumenty o normalizacji stosunków gospodarczych. Wydarzenie historyczne i przełomowe? Niekoniecznie. Zwłaszcza, że po pierwszych, hurraoptymistycznych deklaracjach obie strony zaczęły stopniowo umniejszać znaczenie umowy. Do historii ma za to szansę przejść reakcja prezydenta Vucica, który – zdaniem krytyków – w Gabinecie Owalnym zachowywał się tak, jakby nie do końca wiedział, na co wyraził zgodę.

Śledząc reakcje mediów i komentatorów można odnieść wrażenie, że głośniej i chętniej niż o samym, teoretycznie historycznym wydarzeniu, mówi się o zachowaniu Vucica, który wydawał się być zaskoczony warunkami, na jakie (rzekomo) przyszło mu wyrazić zgodę. Wyglądało to tak:

Co tak bardzo zaskoczyło Vucica? Tego do końca nie wiadomo. Wymowny gest wskazujący na duże zdziwienie prezydent Serbii wykonał w chwili, w której Donald Trump oznajmił, że Belgrad zgodził się przenieść serbską ambasadę z Tel Awiwu do Jerozolimy, której wschodnia część jest uznawana przez Palestyńczyków za stolicę przyszłego państwa. Szybko pojawiły się opinie, że zachowanie Vucica wskazywało na to, że prezydent o niczym nie wiedział. Ktoś wyjątkowo nieżyczliwy serbskiemu przywódcy mógłby zakpić: a wystarczyło przeczytać umowę! Czy oby na pewno? Sprawdźmy.

Co takiego podpisał Vucic?

Serbia i Kosowo podpisały oddzielne dokumenty (każdy zatytułowano „Normalizacja gospodarcza”), których treść różni jedynie ostatni punkt (w wersji serbskiej znalazł się zapis o przeniesieniu ambasady do Jerozolimy, w wersji podpisanej przez Hotiego – że Izrael i Kosowo będą uznawać wzajemnie swoje istnienie). Nieoficjalne zdjęcia dokumentu podpisanego przez kosowskiego premiera krążyły po sieci zanim formalnie ujawniono treść porozumień. Biorąc pod uwagę napięte stosunki łączące Belgrad i Prisztinę, taki „wyciek” jest zastanawiający i niepokojący. Zwłaszcza, że podpisanie umowy poprzedziły dwudniowe rozmowy delegacji Kosowa i Serbii, które – co bardzo istotne – odbywały się pod czujnym amerykańskim okiem. Zresztą, w samej umowie wątki związane z USA pojawiają się z dużym natężeniem.

W porozumieniu obie strony zgodziły się kontynuować prace nad wcześniejszymi, podpisanymi w lutym tego roku umowami o przywróceniu połączeń lotniczych i kolejowych, pracować nad budową dróg i autostrad łączących Serbię i Kosowo czy nad wykorzystaniem przejścia granicznego w Merdare. Serbia i Kosowo zgodziły się też zintensyfikować starania w sprawie identyfikacji osób zaginionych, wspólnie działać na rzecz uchodźców i przesiedleńców, akceptować (wzajemnie) dyplomy ukończenia studiów wyższych, przystąpić do strefy Mini-Schengen, promować wolność religijną, uznawać Hezbollah za organizację terrorystyczną czy wspierać dekryminalizację homoseksualizmu.

Do tego momentu trudno o zapisy budzące kontrowersje – zwłaszcza, że kluczowe punkty (takie jak budowa autostrad czy przywrócenie połączeń lotniczych) były już wielokrotnie omawiane przez Serbię i Kosowo. Co istotne, stronom udało się w tym temacie osiągnąć jako taki kompromis.

Jednak w umowie znalazły się też zapisy zaskakujące, bo podkreślające mocne zaangażowanie strony amerykańskiej. Serbia i Kosowo zobowiązały się do współpracy z między innymi amerykańskim Departamentem Energii w kwestii wykorzystania jeziora Gazivode/Ujmani jako źródła wody i energii. Brzmi niewinnie? Tak się składa, że wspomniane jezioro to graniczny zbiornik zaporowy – strategicznie ważniejszy dla Prisztiny (jest źródłem wody pitnej dla dużej części Kosowa, mieści się tam elektrownia wodna, dodatkowo woda z jeziora jest wykorzystywana do chłodzenia kosowskich elektrowni węglowych, odpowiadających za dostarczenie nawet 95 procent energii), ale w dużej mierze kontrolowany przez stronę serbską (jezioro powstało w latach 70., jego budowę sfinansowano z pożyczek zaciąganych wówczas przez Socjalistyczną Federacyjną Republikę Jugosławii w Banku Światowym czy Klubie Paryskim; Serbia stoi na stanowisku, że po upadku SFRJ to Belgrad spłacił dług zaciągnięty na budowę Gazivode/Ujmani, w konsekwencji czego powinien sprawować nad zbiornikiem przeważającą kontrolę).

Dodatkowo, zgodnie z piątkową umową Serbia i Kosowo zobowiązały się do usunięcia z krajów elementów infrastruktury 5G dostarczonych przez „niezaufane” firmy i do zakazania takim dostawcom składania ofert w przyszłości. To oczywiście głęboki ukłon w stronę USA, które są na ścieżce wojennej z Chinami (głośna sprawa Huawei Technologies Co.).

Przede wszystkim jednak, Serbia zobligowała się do zawieszenia na rok wszelkich działań na rzecz nieuznawania czy zaprzestania uznawania niepodległości Kosowa przez kraje trzecie i organizacje międzynarodowe. Z kolei Kosowo zgodziło się, że przez rok nie będzie ubiegać się o akces do organizacji międzynarodowych.

W krótkim dokumencie umowy fraza „Izrael” pada raz – w wersji kosowskiej – i dotyczy wzajemnego uznania Izraela i Kosowa jako niezależne, niepodległe kraje. Pojawia się też określenie „żydowskie” – ogólnikowo, w odniesieniu do Holokaustu i mienia żydowskiego.

Gdzie dwóch się bije, tam Trump robi kampanię

Wgłębiając się w treść krótkiego, liczącego niecałe dwie strony porozumienia i obserwując relację z podpisania umowy w Gabinecie Owalnym można odnieść wrażenie, że prezydent Vucic i kosowski premier Hoti byli tylko tłem dla Trumpa, który – w swoim stylu – przekonywał, jak wielkie znaczenie ma dokument. „To prawdziwie historyczny dzień, wielki dzień dla tej pięknej części świata. Serbia i Kosowo zobowiązały się do normalizacji ekonomicznej. Po tragicznej historii i nieudanych negocjacjach mój rząd zaproponował nowy sposób na przezwyciężenie podziałów” – opiniował amerykański prezydent.

„Nowy sposób na przezwyciężenie podziałów”? Tyle tylko, że w umowie – nie licząc zwiększenia amerykańskiego udziału w regionie, zapowiedzi amerykańskich pożyczek, udzielenia symbolicznego wsparcia Stanom w walce z Chinami (ukrytego pod kwestią „niezaufanych” dostawców rozwiązań 5G), wykorzystania zasobów spornego jeziora przy udziale USA i punktu o rocznym memorandum w kwestii uznawania/nieuznawania niepodległości Kosowa przez Serbię – nie ma ani niczego zaskakującego, ani specjalnie nowego, ani tym bardziej konkretnego.

Jak padło kilka akapitów wyżej – kwestie budowy autostrad czy wznowienia połączeń lotniczych brano na tapet już wcześniej. Co więcej, w umowie nie ma też dat czy szczegółów dotyczących ewentualnego finansowania wspólnych projektów. Porozumienie ma więc formę deklaratywną i od poprzednich umów różni się jedynie punktami wspierającymi interesy USA oraz tym, gdzie (w Białym Domu), kto (Trump), kiedy (u progu kampanii prezydenckiej) i w jaki sposób (typowy dla Trumpa) poinformowano o jego zawarciu.

I oczywiście tym, jak na „dodatek” do umowy w postaci deklaracji przeniesienia serbskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy zareagował Vucic.

Trudno się nie zgodzić z przeważającymi opiniami, że na porozumieniu nie zyskała ani Serbia, ani Kosowo, ani – ogólnie – Bałkany. Zyskał Trump, który do podpisanej niedawno umowy między Izraelem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi może dorzucić kolejny, mediacyjny sukces i który – znając ulubioną narrację prezydenta USA – przed listopadowymi wyborami niejednokrotnie wspomni, że skutecznie wzmacnia międzynarodową pozycję Jerozolimy.

Dodatkowo, Trump będzie mógł podkreślać, że udało mu się dokonać tego, do czego próbowała doprowadzić Bruksela, od 2011 roku mediator w stosunkach na linii Serbia-Kosowo. Ponadto, udział USA w jakichkolwiek rozmowach Serbii i Kosowa to dyplomatyczny kuksaniec wymierzony Rosji i Chinom. Z tą pierwszą Serbia zacieśniła stosunki po bombardowaniu FRJ przez NATO w 1999 roku (nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Rosja nie uznaje niepodległości Kosowa), z kolei Chiny od lat traktują Belgrad jako swoje europejskie zaplecze, a chiński i serbski prezydent chętnie podkreślają łączącą oba kraje przyjaźń.

To nie moja ręka! Czyli jak świat i Serbowie zareagowali na porozumienie?

Spotkanie Vucica, Hotiego i Trumpa w Gabinecie Owalnym wywołało nie tylko reakcje komentatorów, ale i polityków. Szczególną złość serbskiego prezydenta wzbudził wpis rzeczniczki rosyjskiego MSZ. Marija Zacharowa umieściła w mediach społecznościowych zdjęcie Vucica w Białym Domu w zestawieniu ze słynnym kadrem z „Nagiego instynktu”. Wpis okrasiła komentarzem: „Jeśli zostałeś zaproszony do Białego Domu, ale twoje krzesło ustawiono tak, jak na przesłuchaniu, powinieneś usiąść jak na obrazku numer 2. Kimkolwiek jesteś. Zaufaj mi”. Vucic odniósł się do tej uszczypliwości, nazywając komentarz „prymitywnym i wulgarnym” i podważając kompetencje zawodowe Rosjanki. Zacharowa edytowała potem opis zdjęcia, dodając, że została źle zrozumiana. Zaznaczyła, że chciała zwrócić uwagę na to, że amerykańscy urzędnicy wykorzystują „sztuczki protokolarne”, aby stworzyć „pozór własnej ekskluzywności”.

Если Вас позвали в БД, а стул поставили так, будто Вы на допросе, садитесь как на фото #2. Кем бы Вы ни были. Просто…

Gepostet von Maria Zakharova am Samstag, 5. September 2020

Z kolei Unia Europejska ostrzegła w poniedziałek, że decyzja o ulokowaniu ambasady w Jerozolimie może osłabić szanse Serbii na członkostwo we Wspólnocie (żadne państwo UE nie ma ambasady w Jerozolimie, ponadto Wspólnota stoi na stanowisku, że status Jerozolimy powinien zostać ustalony między Izraelem a Palestyńczykami).

Tymczasem serbscy urzędnicy zaczęli umniejszać kwestię otwarcia ambasady w Jerozolimie. Szef serbskiego MSZ Ivica Dacic zapowiedział, że ostateczna decyzja zostanie przedyskutowana przez rząd i będzie zależna od wielu czynników. Prezydent Vucic postanowił spróbować swoich sił w erystyce i zadeklarował: „Serbia jeszcze nie otworzyła tego rozdziału, ale robimy wszystko, co w naszej mocy, aby dostosować się do deklaracji i rezolucji unijnych jak tylko jest to możliwe”.

Zarówno Serbia, jak i Kosowo zaczęły też umniejszać wagę samego porozumienia, deklarując, że jest ono jedynie jednym z wielu kroków ku lepszej, spokojniejszej przyszłości.

Jeśli chodzi o reakcje Serbów, największym zainteresowaniem – przynajmniej hipotetycznie – powinien cieszyć się wątek rocznego memorandum. Zresztą, jeszcze przed spotkaniem z Trumpem Vucic zapewniał serbskie media, że odrzuci jakiekolwiek porozumienie zobowiązujące Serbię do uznania niepodległości Kosowa. Trudno powiedzieć, czy ktoś w ogóle wyłożył kartę niepodległości na stół. Bez wątpienia Vucic zgodził się zadeklarować, że przez rok będzie w tym temacie milczał (a przynajmniej – nie będzie przypominał, że według Belgradu Kosowo jest serbskie).

A jak na wątek niepodległości Kosowa oraz na pozostałe punkty porozumienia i nietypową reakcję Vucica w Gabinecie Owalnym zareagowali Serbowie?

Nijak.

Prorządowe, wspierające Vucica media (a tych jest w Serbii znakomita większość) temat porozumienia potraktowały po macoszemu i skupiły się na emisji dziwacznego filmu promującego wizytę serbskiej delegacji w USA (film poniżej, szczególnej uwadze polecamy wybitną rolę wiewiórki chrupiącej herbatnika).

Media niezależne także bez emocji odnoszą się do porozumienia, dewaluując jego wartość i skupiając się na niecodziennej gestykulacji prezydenta (taka strategia miała najprawdopodobniej zaboleć Vucica i przedstawić go w nie najlepszym świetle jako prezydenta, który nie wie, co podpisuje, a nawet, jak już coś podpisze – to nie ma to większego znaczenia).

Działacze nacjonalistycznych ugrupowań już w piątek wezwali do bojkotu porozumienia, uznając część z jego zapisów za zdradę interesu narodowego tożsamą z przyznaniem, że Kosowo nie jest serbskie.

Z kolei „zwykli” Serbowie albo krytykują „oddanie” Kosowa bez walki, albo kręcą nosami na zwrot w kierunku USA i Izraela (kosztem stosunków z Rosją i Chinami – krajów, które w ostatnich latach wykazywały się większą lojalnością względem Serbii), albo ignorują całe wydarzenie, traktując je jako kolejny etap męczącej kłótni i jako (bardzo pozorne i jeszcze bardziej chwilowe) zawieszenie broni. Dla wielu jest to też kolejny powód do tego, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że Serbia to kraj wyjątkowy, a przez to permanentnie zagrożony zewnętrznymi wpływami.

Wbrew deklaracjom Trumpa, porozumienie nie jest przez Serbów traktowane jako z zasady przełomowe i historyczne. Trudno się dziwić, bo takich porozumień, deklaracji, poklepywania po plecach i miłych gestów Serbowie widzieli już wiele. I nic z tego nie wynikało. Stąd ogólna reakcja społeczeństwa na dokument podpisany w Gabinecie Owalnym jest chłodna.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego Serbowie tak średnio zainteresowali się tematem. Ten powód to Novak Djokovic, który w trakcie niedzielnego spotkania z Pablo Carreno Bustą wybił piłkę tak niefortunnie, że uderzył nią sędzię liniową w krtań.

Numer jeden rankingu, faworyt turnieju, serbski bohater narodowy został zdyskwalifikowany w US Open, a newsy o tym zdarzeniu i jego następstwach do dziś okupują jedynki lokalnych portali informacyjnych, skutecznie odwracając uwagę od niedawnej wizyty prezydenta w USA.

Niby zbieg okoliczności, ale Vucic powinien dać Nole medal. Nie dla pocieszenia. Z wdzięczności.

Foto nagłówkowe: https://www.facebook.com/WhiteHouse/

NIE KRADNIJ, UDOSTĘPNIAJ!Copyright © Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie treści bez zgody autora zabronione

Przygotowanie tego artykułu zajęło nam bardzo dużo czasu. Jeśli Ci się spodobał – jest nam bardzo miło. Udostępnij go w swoich social mediach (możesz to zrobić korzystając z przycisków powyżej) lub kopiując adres URL.

Jeśli chcesz przedrukować (wykorzystać) dłuższy fragment lub całość wpisu – skontaktuj się z nami w celu uzyskania zgody.