Follow Us

No bez jaj, czyli serbski Balls Cup, czyli Mudrijada, czyli… tak, dobrze się domyślacie!

Trigger Warning! Tekst dotyczy Mistrzostw Świata w Gotowaniu Jąder, jest bogaty w gonadalne synonimy, a co gorsze – zawiera lokowanie wąsatych żartów. Osobom wrażliwym odradzam czytanie, pozostałych – zapraszam, będą jaja! I, jak widać, bardzo dużo bardzo czerstwych sucharów…

Na wstępie muszę się do czegoś przyznać: są we mnie dwa wilki. Jeden chciałby pisać poważne i ambitne teksty o książkach (jak Roger z Balkan Story), albo malownicze relacje z bałkańskich wypadów (jak Marcin ze Stacji Bałkany), albo jak Marek – Ojciec Dyrektor grupy Piękna Serbia – kolekcjonować najpiękniejsze miejsca jak entomolog kolekcjonuje motyle. I kiedy już próbuję zabrać się za jakiś „dorosły” temat, budzi się ten drugi wilk. Budzi się i zagaja kpiąco, że: „Hola, a to nie ty przypadkiem jesteś tą laską, która nie potrafi w serbskiej knajpie zamówić jajek sadzonych, bo na myśl, że trzeba będzie głośno poprosić przystojnego kelnera o ‘JAJA NA OKO’ skręca ją ze śmiechu?”.

Owszem, to ja.

Cóż… Wychodzi na to, że dziś jest pełnia, bo ten drugi wilk wyje jak potłuczony, a ja piszę o serbskich Mistrzostwach Świata w Gotowaniu Jąder.

Co było pierwsze: jajo czy…?

A jądra – żeby nie było – jada się chętnie i w Hiszpanii (Criadillas), i w USA (Rocky Mountain oyster), i w Kanadzie (ostrygi preriowe). Jeszcze sto lat temu jadało się je powszechnie także w Serbii. Początkowo, owszem, wykorzystywała je w kuchni ludność wiejska, a z czasem także mieszczanie, a nawet – członkowie rodziny królewskiej.

Zapalonym smakoszem „białych nerek” (serb. beli bubrezi, lokalne, eufemistyczne określenie na jądra wykorzystywane w kuchni) był między innymi książę Miloš I Teodorević Obrenović (1780-1860). Ponoć podczas pobytu w Wiedniu Knjaz Miloš poczęstował jądrami samego feldmarszałka Josepha Radetzkiego (tego, dla którego Johann Strauss starszy skomponował słynny marsz i któremu przypisuje się sprowadzenie z Włoch do Wiednia „patentu” na sznycle). Radetzkiemu „serbskie grzyby” bardzo smakowały – uznał nawet, że są lepsze niż trufle.

(Tak, zgadliście! Książę nie poinformował feldmarszałka, że to, co właśnie przeżuwa to kawał jaja, tylko wcisnął mu bajeczkę o serbskich grzybach.)

Ale to było kiedyś. Z biegiem lat jądra zaczęły znikać z serbskiego mainstreamu kulinarnego, ustępując miejsca potrawom mniej wymagającym czy uznawanym za bardziej „cywilizowane”. Dziś próżno gulaszu z byczych jaj szukać w „typowych serbskich domach”, w knajpach specjalizujących się w kuchni fusion czy w kultowych restauracjach na Skadarskiej. W tych ostatnich, zamiast „białych nerek”, zjemy Karađorđeva šnicla – danie przedstawiane jako tradycyjne, a w rzeczywistości „wymyślone” nie tak dawno temu, bo w 1967 roku. Ot, chichot historii.

Przywrócić jądra pod serbskie strzechy spróbował Ljubomir Erović, miłośnik kuchni z (he he) jajem, autor wydanego w 2008 roku e-booka kulinarnego o wdzięcznym tytule „The Testicle Cookbook: Cooking With Balls” (opcjonalnie „Kuvanje s mudima”), a przede wszystkim – pomysłodawca festiwalu ku czci „białych nerek”.

Kiedy bal, to bal: całe jajko w gulasz wal!

I tak w 2004 Erović zorganizował w Serbii pierwszą Mudrijadę, czyli World Testicle Cooking Championship vel Balls Cup.

O co w tym wydarzeniu chodzi? Generalnie o to, by spotkać się w malowniczych serbskich okolicznościach przyrody, biwakować, pogadać, poznać się, potańczyć przy muzyce na żywo, coś tam zjeść, czymś tam popić i – ogólnie – miło spędzić czas.

Brzmi sympatycznie? Jasne! Ale przy okazji brzmi też jak opis każdej innej imprezy plenerowej.

No właśnie. Bo tym, co odróżnia Balls Cup od pierwszego z brzegu festynu czy pikniku jest oczywiście gonadalny leitmotiv, który traktowany jest tu bardzo serio, na przykład szczyptą pieprzu i ostrej papryki.

W ramach festiwalu serwuje się rozmaite dania sporządzone z jąder – od jaj w beszamelu, przez jaja grillowane, na pizzy z jajami kończąc. Punktem kulminacyjnym wydarzenia jest natomiast konkurs na gulasz przygotowany z jąder dowolnej proweniencji – w grę wchodzą bycze, wieprzowe, wielbłądzie, a nawet strusie (byle nie ludzkie). W zawodach mogą brać udział amatorzy i profesjonalni kucharze. Warunkiem jest rejestracja i uiszczenie niewielkiej opłaty (w 2022 wynosi dwa tysiące dinarów, w zamian uczestnik konkursu otrzymuje koszulkę, drewno na opał i – w razie potrzeby – porcję surowych jąder). Gulasz nie może zawierać innego mięsa, wyłącznie „białe nerki”, których smak, kształt i faktura muszą wyróżniać się w potrawie (w skrócie: mielone – nie, grubo krojone – tak). Gotowe dania ocenia jury w zmiennym składzie. Wyróżniające się drużyny nagradzane są drobnymi upominkami rzeczowymi, a ta zwycięska – oprócz braw, splendoru i profesjonalnego kociołka na gulasz – otrzymuje drewnianą figurkę przedstawiającą typa, który ewidentnie pomylił Mentosy z Viagrą®.

Tu jest jądro serce Serbii!

Impreza organizowana jest cyklicznie od 2004 roku (z przerwą na pandemię) na przełomie sierpnia i września i trwa 2-3 dni. Lokalizację zmieniano kilkukrotnie, od kilku lat domem wydarzenia jest malutka Lunjevica (Gornji Milanovac). Na co dzień mieszka tam niewiele ponad czterysta osób, ale na czas Balls Cup do wsi zjeżdża od tysiąca do czterech tysięcy osób – nie tylko Serbów, nie tylko turystów, ale i ekspatów (impreza jest więc świetną okazją do poszerzenia horyzontów i zawarcia nowych znajomości – lokalnych i międzynarodowych). Organizatorzy zapewniają miejsce biwakowo-noclegowe (warto zabrać namiot) i gwarantują: „Wstęp jest bezpłatny dla wszystkich. Nie sprawdzimy twoich toreb i kieszeni w poszukiwaniu jedzenia, napojów i narkotyków – skoro przyjechałeś bezpośrednio z Amsterdamu, nie przekraczając przy tym żadnych granic”.

W skrócie: przyroda, towarzystwo, wolność, swoboda, tańce i hulanki, a przede wszystkim dużo, dużo jaj.

Ot, Serbia w najlepszym wydaniu!

Oczywiście, jajcarski leitmotiv jest kontrowersyjny i może budzić mieszane uczucia. Czy sama zjadłabym gulasz z jąder? Na pewno nie z przyjemnością. Czy to mnie obrzydza? Trochę tak. Jednocześnie myślę o tych wszystkich kaszankach i flakach na polskich stołach, o tym, że co kraj to obyczaj, a przede wszystkim o tym, że skoro – jako cywilizacja – przeszliśmy do porządku dziennego nad zabijaniem zwierząt w celach konsumpcyjno-użytkowych, to powinniśmy wykorzystywać każdą, najmniejszą część zabitej krowy, świni czy barana: od schabu, przez grasicę, na jądrach kończąc.

Dlatego bardzo polecam Mudrijadę. To taka fajna, bardzo serbska odskocznia od codzienności i okazja, żeby złapać życie za jaja, a potem zrobić z nich gulasz.

 

NIE KRADNIJ, UDOSTĘPNIAJ!Copyright © Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie treści bez zgody autora zabronione

Przygotowanie tego artykułu zajęło nam bardzo dużo czasu. Jeśli Ci się spodobał – jest nam bardzo miło. Udostępnij go w swoich social mediach (możesz to zrobić korzystając z przycisków powyżej) lub kopiując adres URL.

Jeśli chcesz przedrukować (wykorzystać) dłuższy fragment lub całość wpisu – skontaktuj się z nami w celu uzyskania zgody.