Follow Us

Gastro-shopping: czego spróbować, co z Serbii przywieźć do Polski?

Innymi słowy: co kupić w serbskim sklepie lub pekarze, czego sobie nie żałować, a co zdecydowanie lepiej sobie darować?

Ostrzeżenie! To nie jest tekst dla osób, które jadą do Serbii z myślą, że przez cały pobyt będą objadały się pierogami, rogalikami 7DAYS i opijały polską wódką. Jeśli zaliczasz się do tego grona – opuść kafanę, oddaj fartucha i idź do lokalnego Żabsona.

Ostrzeżenie #2! To wpis wybitnie subiektywny, zgodny z sumieniami naszych podniebień i żołądków. To, że nam wchodzi Bananica nie znaczy, że tobie też musi.

Ostrzeżenie #3! Nie czytaj tego na głodnego!

Notkę dzielimy na dwie części. W pierwszej umieszczamy przekąski, smaczki i napoje, których – naszym zdaniem – warto w Serbii spróbować, bo są inne, pyszne i warte uwagi. Znajdą się tu zarówno produkty typowo lokalne (takie, które trudno jest dorwać w Polsce), jak i takie, które znajdziecie w niektórych nadwiślańskich sklepach, tyle tylko, że nie będą one smakować tak dobrze, jak w Serbii.

Druga część wpisu to lista lokalnych produktów, które lepiej jest naszym zdaniem omijać, bo – ujmując to eufemistycznie – nie spełniają pokładanych w nich nadziei.

Przy każdym produkcie znajduje się orientacyjna cena. Standardowo, przy przeliczaniu walut 100 RSD zaokrąglamy w górę (na korzyść PLN) do 4 zł.

Ambrozje i nektary z serbskiego sklepu i pekary

Ajvar

Robi się w Polsce coraz popularniejszy, wielu smakoszom wydaje się, że pochodzi z Węgier, a tu… niespodzianka, Ajvar wywodzi się z Serbii i (być może dlatego) tam właśnie smakuje najlepiej.

Ajvar to pikantna pasta z papryki, bakłażanów, czosnku, z dodatkiem oleju, octu i przypraw. Można do niego dodać też pietruszkę czy kabaczki. Najlepszy jest oczywiście domowy. Bardzo dobry można też kupić w każdym serbskim sklepie. Słoiczki (350g) z lokalnie produkowanym ajvarem (na przykład firmy Dijamant) w „stylu domowym” kupicie już od około 350 RSD (14 zł).

Uwaga, pod nazwami srpski ajvar czy crveni ajvar kryją się też pikantne sałatki z papryki i innych warzyw, podawane jako dodatki do dań głównych (zwykle mięsnych).

Bananki w czekoladzie ze Štarka

„Bananice” („Slavljenice”) to uformowane na kształt bananów, malutkie batoniki (ważą zaledwie 25g) na dwa kęsy. Składają się z bananowej pianki (fakturą przypominającej coś pomiędzy ptasim mleczkiem a marshmallows), oblanej mleczną lub deserową czekoladą. Są dostępne na sztuki lub w większych paczkach. „Bananice” są produkowane od końca lat 30. ubiegłego wieku, a w Serbii można kupić je w każdym sklepie czy kiosku. W Polsce widuję je incydentalnie w kilku sklepach (zwykle na najniższych półkach). Czasami pojawiają się też na Allegro. Są potwornie słodkie i uzależniające. Jeśli bardzo, ale to bardzo lubicie słodycze i nie jesteście przewrażliwieni na punkcie nieco chemicznego posmaku – podejdą wam! Poza tym to serbska klasyka, spróbować po prostu wypada!

Cena? Za sztukę zapłacicie od 15 RSD (około 60 groszy).

Bananowe Napolitanki ze Štarka

Jak słodkie wafelki, to tylko ze Štarka. Dostępne w różnych wariantach smakowych, oblane czekoladą lub w opcji sauté. Uważamy, że są lepsze od polskich pod względem smaku, konsystencji kremu i faktury (trudno to opisać, są miękkie i chrupiące jednocześnie). A najsmaczniejsze są te… a jakże, bananowe! Bardzo słodkie, mocno wciągające, dostępne w Serbii wszędzie.

Za paczkę wafelków zapłacicie od około 90 RSD w górę (od około 3,5 zł).

Burek i pica pita

Klasyk serbskiego fast foodu i pozycja obowiązkowa na gastro mapie każdego przyjezdnego! Jak burek to tylko z mięsem (bez mięsa to nie burek!). Jak pica pita (czyli „burkowate” paluchy długie na pół metra z okładem) to najlepiej z szynką (acz przewidziane są też opcje z serem, szpinakiem itd.). Być w Serbii i nie zjeść burka lub picy pity? Skandal! Dlatego polujcie na te tłuściutkie cudeńka i rozkoszujcie się nimi przy każdej okazji. Aha, dobra rada: te oferowane na stoiskach garmażeryjnych w marketach lepiej sobie darujcie. Po burki lub pice pity idźcie do pekary, zwłaszcza tej najmocniej obleganej przez lokalsów, jedzcie je na miejscu, popijając wypiek serbskim jogurtem.

Ps. Szczególnie polecamy pica pity z Pekary Nina w Starym Gradzie. Najlepsze, jakie jedliśmy!

Cena? Za około ćwierćkilowy kawałek burka lub długaśną pica pitę z pekary zapłacicie od około 100-120 RSD w górę (4-4,5 zł).

(Na zdjęciu – nasz autorski i niezawodny zestaw przeciwgrypowy: pica pita, czosnek, jogurt)

Chipsy o smaku sera feta

Marbo Product to w oryginale serbska firma (ostatecznie wykupiona przez Pepsi Co), specjalizująca się w produkcji chipsów ziemniaczanych w pierdyliardzie odsłon smakowych. Chipsy… jak to chipsy: chrupiące, tłuste. Fanami nie jesteśmy, ale te o smaku sera feta pozytywnie nas zaskoczyły. Nie są bardzo słone, smak sera fajnie dominuje, chrupkość i grubość w sam raz. Jeśli ktoś lubi takie przekąski – warto spróbować.

Cena za średnią paczkę (60 g) około 70-80 RSD (2,5-3 zł)

Jogurt

Czyli nieodzowny towarzysz serbskiego śniadania, najlepsza zapojka do burka lub picy pity. W smaku przypomina nieco mieszankę jogurtu naturalnego i kefiru z dodatkiem soli. Lubicie nabiał ze wzajemnością? Spróbujcie koniecznie!

Najpopularniejszy jest chyba ten produkowany przez Imlek pod marką Moja Kravica, na półkach sklepów i marketów znajdziecie też jogurty Dukat, Meggle czy Pekarski z Mlekara Subotica itd. Do wyboru będziecie mieć nie tylko markę, ale i zawartość tłuszczu: 0, 0,5, 1, 1,5, 2,8 czy 3,2 procent. Za mały kubeczek 120g zapłacicie grosze (jakieś 20 RSD, czyli 80 gr), za butlę o wadze 1,5 kg – 120-150 RSD (około 5-6 zł).

Uwaga! Na półkach natraficie też na jogurty owocowe, kefiry, jogurty naturalne, greckie, a nawet zsiadłe mleko (kiselo mleko). Ale serbski jogurt to serbski jogurt! Jak raz spróbujecie, będziecie wiedzieli, o co chodzi. 😉

Kajmak serbski (bałkański)

Przy okazji pierwszego pobytu w Serbii spytaliśmy znajomego lokalsa, czego powinniśmy koniecznie spróbować. Wymienił długą listę przysmaków, a na jej szczycie znalazł się kajmak, czyli – jak to znajomy Serb określił – „takie coś, co jest niewyobrażalnie dobre, w sumie to nie wiem, jak jest zrobione, ale to coś, co możesz położyć na kanapkę albo jeszcze lepiej na ciepłe mięso i czekać, aż się rozpuści, aż wejdzie w pory, o kurna, zrobiłem się głodny!”.

Jeśli zastanawiacie się, dlaczego Serbowie kładą kajmak na mięsie – śpieszymy z wyjaśnieniem, że bałkański kajmak nie jest tym, czym kajmak jest w Polsce, a więc słodką, karmelowatą masą, którą wykorzystujemy nad Wisłą do mazurków czy przekładania wafli domowych.

Bałkański kajmak to – idąc za nieocenioną ciocia Wikipedią – „produkt przygotowywany z mleka bawołu domowego i śmietany kremówki”. A podpierając się własnymi podniebieniami określimy, że to coś pomiędzy białym, kremowym serem a serem topionym: lekko słonawa, tłusta, bardzo smaczna masa, często wykorzystywana jako produkt bazowy (do bałkańskiego kajmaku można dodać różne przyprawy, świetnie wypada też w towarzystwie… truskawek w occie balsamicznym). Niestety, w Polsce jest bardzo rzadko spotykany (co ciekawe, w Serbii można kupić „krem kajmak” produkowany przez firmę Président – świetnie kojarzoną nad Wisłą).

Cena? Od około 100-110 RSD (około 4 zł) za opakowanie 150g.

Ps. W internecie jest sporo przepisów na to, jak przygotować domową wersję tego przysmaku. Niestety, gros z tych przepisów to patenty na jakieś potwornie słone, warzące się mazie, bazujące na połączeniach masła i sera typu feta. Nie, z tego nie wyjdzie kajmak, z którego bylibyście dumni.

(Zdjęcie – screen ze sklepu IDEA)

Munchmallow z Jaffa Crvenka

Szczerze mówiąc długo byliśmy przekonani, że pianki Munchmallow produkowane są poza Serbią. Może dlatego, że widzieliśmy je między innymi w austriackich sklepach.

Sama idea pianek podobnych do czgoś z pogranicza marshmallow i ciepłego loda, do tego oblanych czekoladą nie jest nowa. Podobne łakocie – pod różnymi nazwami – znajdziecie w Wielkiej Brytanii (teacakes), w Turcji (najpopularniejsza marka to chyba Çokomel) czy w Niemczech (Schokokuss). Serbskie, produkowane przez Jaffa Crvenka z Wojwodiny są oczywiście bardzo słodkie, leciutkie i wszechobecne. Znajdziecie je w każdym sklepie w wersjach z ciemną i białą czekoladą.

Małe opakowanie (około 100 g) kosztuje zwykle niespełna 80 RSD (w zaokrągleniu 3 zł).

Likier Mistique o smaku choco

Produkowany przez firmę Simex z siedzibą w Suboticy likier Mistique o smaku „choco” ma 18 procent na liczniku i – wbrew nazwie – smakuje bardziej kakaowo niż czekoladowo (i tym różni się od większości czekoladowych likierów sprzedawanych w Polsce). Jest słodki, nieco „pudrowy”, mocno kakaowy, świetny do deserów lub na chłodniejsze dni. Pod nazwą Mistique dostępny jest też smak cherry (20 procent na liczniku). Niezły, ale d… nie urywa.

Likier Mistique o smaku choco w butelkach o pojemności 0,7l kupicie poza promocją od 650 RSD (około 25 zł).

 

Lody Macho

Jest to lód, w którym biała czekolada białą czekoladę białą czekoladą pogania! A więc tak: mamy patyk, a wokół niego białoczekoladowy sos, potem białoczekoladowe lody, a na wierzchu białoczekoladową polewę z orzechową posypką. No bajka! Dostępne są też inne wersje smakowe (ciemna czekolada, migdał, orzech laskowy, pomarańcza itd.). Wszystkie mają podobną konstrukcję, są pyszne i bardzo słodkie. A najpyszniejsze są te, w których biała czekolada białą czekoladę białą czekolada pogania! Produkowane przez Frikom lody Macho dostaniecie w lecie w prawie każdym sklepie, a w większych marketach można je upolować przez cały rok.

Cena? W zależności od sezonu, w zaokrągleniu około 100 RSD (3,5 – 4 zł).

 

Piwo Jelen Fresh o smaku Zova

To napój typu radler, który od radlerów dostępnych w Polsce różni to, że ma wyraźny smak soku z kwiatów czarnego bzu (tytułowa zova, po angielsku elderflower, to właśnie kwiat czarnego bzu). Smak ten odkryliśmy właśnie w Serbii, za sprawą jednego z koktajli serwowanych w Kultura Barze i dwuprocentowego radlera od Jelena. I nie możemy zrozumieć, dlaczego to cudeńko – syrop/sok z kwiatów czarnego bzu – nie robi jeszcze zawrotnej kariery w Polsce (z gotowców alkoholowych na lokalnych półkach sklepowych widzieliśmy tylko Somersby Elderflower Lime, ale to propozycja zdecydowanie gorsza od serbskiego Jelena; do tego syropy z kwiatów czarnego bzu w polskich marketach znaleźć trudno, a jak już się znajdzie to okazują się o wiele droższe niż syropy malinowe, z lipy czy truskawkowe).

 

Tak czy inaczej, Jelen Fresh Zova to świetny wybór na upalne dni nie tylko dla tych, którzy za zwykłym piwem nie przepadają. Radlerek jest lekki, pyszny, a dobrze schłodzony działa super orzeźwiająco.

Cena? W puszce (0,5 litra) kosztuje około 100 RSD (4 zł), w licznych promocjach można dorwać Zovę już od 70 RSD (czyli już za około 2,7 zł).

Ratluk

Znany też jako Lokum, Rachatłukum czy Turkish Delight. Ratluk to charakterystyczny dla Bałkanów i Bliskiego Wschodu wyrób cukierniczy. To taka żelowa galaretka z dodatkiem pistacji, orzechów, syropów owocowych czy kwiatowych, pokrojona w kostki obsypane cukrem pudrem lub wiórkami kokosowymi. Nam najbardziej smakuje wersja różana, produkowana przez Takovo.

Cena: opakowanie o gramaturze 200 g kupicie już za około 70 RSD (około 2,5-3 zł)

Rum kasato – ni to ciastka, ni to trufle, ważne, że rumowe!

Nasze przypadkowe odkrycie i strzał w dziesiątkę. Jeśli pamiętacie z dzieciństwa w Polsce słodkie, miękkie, jednolite trufle o smaku rumu kupowane na wagę w cukierni i zastanawiacie się, co się z nimi stało i dlaczego zostały przerobione na wszędobylskie bajaderki… oto odpowiedź: klasyczne polskie, gładkie, jedwabiste, czekoladowo-rumowe trufelki wyemigrowały do Serbii, gdzie są produkowane przez firmę Banini z wojwodińskiego miasta Kikinda. I wiecie co? Smakują tak dobrze, jak kiedyś! Albo i lepiej, bo jako dorośli możecie ich zjeść tyle, ile chcecie, ha!

Cena: za paczkę 120g zapłacicie około 60 RSD (2,5 zł).

 

 

 

Urnebes

Bardzo pikantna pasta z sera białego (często to słony ser, czyli slani sir), słodkiej i ostrej papryki (lub po prostu ajvaru), czosnku i przypraw. Pali i daje po garach, ale jeśli lubicie piekielne smaki to wam się spodoba. Świetnie sprawdza się na kanapkach lub jako dip do czipsów czy nachosów. Pastę można kupić w praktycznie każdym markecie (są w lodówkach obok kajmaku czy jogurtu). W belgradzkiej pizzerii Bucko zamówicie też placek z urnebesem, a w Index Sandwich w Nowym Sadzie – piekielnie ostrą kanapkę z tym dodatkiem. Nic tylko jeść i płakać! Ze szczęścia, oczywiście…

Cena: opakowanie 150g kupicie od około 120 RSD (4,5-5 zł).

NIE KRADNIJ, UDOSTĘPNIAJ!Copyright © Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie treści bez zgody autora zabronione

Przygotowanie tego artykułu zajęło nam bardzo dużo czasu. Jeśli Ci się spodobał – jest nam bardzo miło. Udostępnij go w swoich social mediach (możesz to zrobić korzystając z przycisków powyżej) lub kopiując adres URL.

Jeśli chcesz przedrukować (wykorzystać) dłuższy fragment lub całość wpisu – skontaktuj się z nami w celu uzyskania zgody.